Lans prawie w Niemczech

Przedpołudnie w Świnoujściu było deszczowe. Po chwili na plaży postanowiliśmy uderzyć w miasto, trochę poszlifować bruk na głównym deptaku. A co. Popatrzyć się w końcu, po tygodniach w lesie i plażowo wydmowych ostępach (są jeszcze takie), popatrzeć się na pięknych i majętnych ludzi w prestiżowej miejscowości. 

Tak to bywa. Tak się zdarza podczas samochodowego tripu, że nagle się okazuje, iż człowiek nie ma co ubrać. Skumulowały się przeciwności losu i już. Jednocześnie jednak na tyłku głupio siedzieć. Nawet i na jego połowie podobnie. No to ubraliśmy się z Beatą jak mogliśmy i poszli w miasto.

Bujaliśmy się pośród jak te je.. coś tam Rezusy pośród wczasowiczów, a bardzo szybko poczuliśmy się, jak człowiek z liściem na głowie, z piosenki. Właziliśmy mianowicie w różne miejsca i mieliśmy coraz bardziej przekonujące doznanie, że wszyscy się na nas patrzą. Wchodzimy do następnej knajpy, zaś. Nie że ktoś się odwrócił z jakiejś masy. Odwracało się 8 osób na 10. W następnym to samo, na ulicy to samo. Wiecznie gały na plecach. Spoglądnęliśmy po sobie, czy któreś nie tacha na ten przykład gołębiego guana na sobie. Ale nie. Podeszliśmy do witryny, co dobrze odbijała. Beaty nie wypada mi komentować, RODO i takie tam, ale ja? No tak. Do wielu elementów designu można by się przyczepić trochę, ale bez przesady, żeby tak. Patrzyłem w odbicie od dołu w górę. Bose stopy, no jak to nad morzem i po plaży. Sandały? Jak wcześniej. Spodnie letnie białe w paski. Tak, nie pierwszej czystości, ale w vanowaniu takie akurat były. Koszula z długimi rękawami płócienna, biała, więc też. Ale to też nie z daleka widoczne. Kamizelka ortalionowa, bo zawiewało. Torebka przez ramię, no tak, torebka. Niedogolony? W podróży tak jest, ale połowa TVN24 niedogolona. Kuca na czubie z włosów postawiłem, żeby czółenko się opalało. Taka sensacja kurde? 


Poszliśmy dalej, zaś to samo. Wszyscy mijani wgapianie w nas. Było to tak intensywne i przejmujące, że weszliśmy do WC w centrum handlowym, żeby się sobie dobrze w lustrze poprzeglądać. Guana ani liścia na głowie nadal nie stwierdziliśmy. No to wyszliśmy, przechodząc przez restaurację, w której znów wszystkie pary oczu (pojedynczego chyba nikt nie miał), na nas. Wgapiły się też jakieś dwie panie  w wieku podbalzakowskim. Śmiały się i powiedziały przy tym do nas: „dzień dobry”. Beata podeszła i zagadała pytaniem:

- Dziewczyny sorry, powiedzcie mi, o co chodzi?

- No gapią się, bo jesteście tacy kolorowi i tym zwracacie uwagę. Jacy do tego opaleni. Jak artyści wyglądacie.

Faktycznie, byliśmy zajebiście dosyć opaleni. Reszty nie oceniam, ale pomyślałem wtedy, że dobrze, iż nie zabraliśmy ze sobą naszego dosyć oryginalnie wyglądającego i zachowującego się psa, bo publika by już nie nadążała ze zrywaniem boków. 

Po takich emocjach zasiedliśmy w restauracji na obiedzie. Przy oknie. Do tegoż okna w którymś momencie odwróciłem głowę i zobaczyłem znajomy fejs. Wgapiam się, a to przecież Golec idzie, muzyk, bliźniak. Nie wiem czy Paweł, czy Łukasz, bo ich nie odróżniam. Szedł i rozglądał się taki jakby zdziwiony. Chyba tylko ja go rozpoznałem.  











Komentarze

Popularne posty