XVII Cross Beskidzki - Węgierska Górka



    Na zawodach biegowych, czego nie ukrywam i czego się nie wstydzę, różnie bywało z punktualnością. Osobiście i nieskromnie mniemam, że niepunktualność tam jest w całkiem dobrym tonie. Między innymi pomaga rozładować nadmierne emocje.

Często zdążało się tuż przed końcem przyjmowania zapisów. Na dużych imprezach nie dziwiło mnie że trzeba być wcześniej, bo jest co przygotowywać przed samym startem. Na mniejszych zwykle można było przybyć z poślizgiem. A sporo tych poślizgów było. W Krakowie z reguły, bo miałem tendencje do złego oszacowywania czasu dojścia z komunikacji do końca prawie Błoń. Kiedyś we Frankfurcie musieliśmy przed maratonem przejechać przez całe miasto po ubiór i z powrotem. Najlepiej jednak było, jak ponad 10 lat temu we Wrocławiu staliśmy już tuż przy linii startu, tuż przed nim i nagle jeden kolega pyta drugiego, „a gdzie ty masz czipa?” Tamten momentalnie pognał do szatni czy depozytu wyjąć czipa z plecaka, z którym to czipem na bucie trzeba przekraczać punkty kontrolne, oraz startu i mety.

    Gdy pierwszy raz startowałem w maratonie w Ostrawie to, trzeba się pochwalić, było niesamowite spóźnienie. Pociągnąłem rodzinę jako kibiców, źle obliczyliśmy czas przejazdu albo źle nie raz skręciliśmy i czasowo było dosyć dramatycznie. Dramatycznie nie tylko względem dead line godziny zapisu, poprzedzającej zwykle o 60 minut godzinę startu, ale i dramatycznie względem właśnie godziny startu. W efekcie dotarłem jakieś piętnaście minut przed właśnie godziną startu biegu, dopiero do punktu zapisów, oddalonego kilkaset metrów od startu. Podwieźli mnie nań samochodem. Może przez to, że okazałem się jednym z około 150 startujących, czyli liczba nie powalająca. Czesi oczywiście uśmiechnięci, z niczym nie było problemu.

    Docieraliśmy na sobotni XVII Cross Beskidzki w Węgierskiej Górce. Mamy za sobą jakieś 5 wcześniejszych startów w tej imprezie, chociaż od kilku lat tam nie biegliśmy. Kiedyś była to bardzo fajna impreza. Odpowiedni dystans i trasa, dobra atmosfera, startowało 150 i znacznie więcej osób, nawet spiker był. Wracaliśmy tam po kilku latach, wiedzieliśmy, że ta impreza ma być, więc jakoś tam znalazłem jej datę, ale nie było opcji rejestracji ani nawet dokładnej godziny startu. Kolega ją znalazł. Dotarliśmy i jak weszliśmy na halę, nie zwróciłem uwagi, że tam wcale nie ma ludzi, nawet za bardzo kartki z napisem „buro zawodów”. Cóż? Trzeba się przyznać. Dosyć świadomie i z premedytacją przyjechaliśmy trochę po czasie. Dlatego między innymi, że zawsze start tam się istotnie opóźniał. Zapisywać można się było do godziny 10, start o 11, my dotarliśmy o 10:20. Jakiś chłopak powiedział, że zapisy już zamknięte. Poprosiłem, żeby coś wykombinował. Zatelefonował do jakiejś przełożonej, która bez dyskusji powiedziała, że w żadnym wypadku nie. Chwilę tam się z nim posprzeczaliśmy co do tego, czy były możliwości zapisów on-line i odeszliśmy zdezorientowani. Mimo deszczu doczekaliśmy do godziny startu. Skoro nas nie zapisali, to wnioskowałem, że będą tłumy, czipy i niebiosa jedynie wiedzą jakie jeszcze wynalazki, powodujące że już się nie dało. W istnym szoku się znalazłem, jak zobaczyłem na starcie uczestników z numerami jedynie na papierze, a więc wystarczyło wydać lub wydrukować nam 2 kolejne i zaktualizować plik exel. Co ciekawsze i bardziej zdumiewające, tych uczestników było nie więcej niż 15. A więc nasza dwójka podniosłaby frekwencję o 15 %. Szok był wielki. Jak można w imprezie z XVII letnią tradycją zgromadzić 15 uczestników? W kraju, w którym biegacz wyskakuje z lodówki, w którym nie wypada i mega niemodnie jest nie biegać, w którym w byle jakich zawodach startuje 2000 osób?!!! Rozejrzałem się dookoła i stwierdziłem, że to nie to, iż mało ludzi przyjechało, wszak pogoda była dobra, pora dobra. Organizatorzy ewidentnie nie byli przygotowani i nastawieni na większą liczbę startujących. Wszedłem w internet i okazało się, że cross nie był ogłoszony w największych i elementarnych portalach o bieganiu. Ewidentnie nie chcieli tego biegu. Tylko po co w ogóle go zorganizowali? Rozdali wcześniej nagrody, czy co? Niewiarygodne! Nie przypuszczałbym, że w Polsce można zarżnąć imprezę biegową z taką tradycją i że można na imprezie biegowej zgromadzić takie zacnie drobne gremium.

    Żeby nie było, że tylko biegi i tylko Polska. Wczoraj się odbyły zawody w petanque, w czeskich Albrechcicach. Fajne, ale dostać się tam bardzo trudno. Limit zgłoszeń i chyba wręcz miejsca zarezerwowane, tuż po otworzeniu listy jest ona już zapełniona. Po co zatem ogłaszać te zawody, czemu nie uznać ich za zamknięte? Na szczęście i pobiegać i pograć w bule można sobie bez mniej lub bardziej chcących tego organizatorów zawodów.

Komentarze

Popularne posty