Koszmar plagiatów


„Co robić. Pójdę na policję. Daj Boże, żeby ostatni raz."
Taki okładkowy cytat z wnętrza książki kończył jedno z późnych „dzieł” Konwickiego, „Czytadło”. Był czas, że dla nas w pewnej grupie, x lat temu, książki „kultowej”. I to nie przez jej treść, a ten właśnie wyimek. Tyle, że ubogacony jeszcze przez kolejne zdanie, będące właściwie clou całej sprawy, a brzmiące: „Ale co robić w ogóle?” 
„Co robić. Pójdę na policję. Daj Boże, żeby ostatni raz. Ale co robić w ogóle?”.
Tak, co robić w ogóle?
Pozostaje w skojarzeniach, w powidoku, obraz zmroku pokonywanego przez lampy, a właściwie ich trochę psychodeliczny migot. Ktoś zawiany, wychodząc za drugim z knajpy, rzucił bełkotliwe pytanie:
- Co robić?
- Jak to co? Opcji jest dużo – odpowiadał nie mniejszy bełkot. Można iść do innej knajpy, jak tu już kurwa zamykają, można na Kazimierzu się poddać bocznym wiatrom, albo po drodze wziąć w nocnym ostatniego browara na dobicie. 
- Ale co robić w ogóle? - dodawał ktoś mądrzejszy, ale nie wiadomo czy trzeźwiejszy.
Pytanie było zasadne, bo wówczas do domu można było wrócić lub nie, do pracy dotrzeć lub nie i jeszcze kilka innych tak lub nie. Pytanie: Co robić w ogóle dziś już nie ma sensu. Życie w społeczeństwie go wyklucza. Chociaż Konwicki, spryciula, przez wszystkie swoje lata pisał tą samą opowieść. Mądry.
„Co robić. Pójdę na policję. Daj Boże, żeby ostatni raz. Ale co robić w ogóle? Może wyjdę na balkon i strasznym kosmicznym wrzaskiem nawymyślam całemu światu. Ale właśnie w tej chwili strażacy zdejmują z dachu domu towarowego „Centrum” krzyczącego wariata. Uprzedził mnie. Koszmar plagiatów”.

Komentarze

Popularne posty