Nie jestem sam

Kilka lat temu nabyłem na "ciuchach" koszulkę z Che Guevarą. Nie żebym był takim jego zwolennikiem, ale ciekawa geneza była wdzianka. Wszedłem do sklepu z założeniem, żeby kupić kilka bluzek z fajnym nadrukiem, tak do lasu albo w góry, na długie dwumiesięczne wakacje. Powiedziałem sobie w myślach, że na przykład z Che Guevarą, bo zawsze mi się podobał ten znak graficzny. No i na jednym z pierwszych wieszaków takowa wisiała.  
Kilka dni przed wyjazdem byliśmy u znajomych i opowiadałem temat z bluzkami. Kolega, który ma pewne poglądy i jest nader dosyć ofensywny z dzieleniem się nimi na to, czy ja nie wiem, że propagowanie symboli komunizmu jest prawnie zabronione. Na takie słowa to najpierw mnie "wygło", a potem wyprostowało. Głównie dlatego, że znamy się dobrze ponad 30 lat. Wyliczać ile i co razem robiliśmy nie będę. Nie tylko szkoda miejsca, ale też CBŚ nie śpi. Mówię mu, że traktuję to jak symbol popkultury a nie komunizmu. A przede wszystkim - że zabieram ją by iść do lasu po drewno, a w takich okolicznościach to chyba żadne propagowanie? Teraz się śmieję, że taka byłaby moja oficjalna linia obrony. Gdybym chciał propagować, ubrałbym ją w Egipcie, albo na plaży w Rowach czy na Krupówkach. Skoro zakładam w głuszy, żadne to przecież propagowanie. Chyba by mnie wryło w ziemię z wrażenia i ze śmiechu, gdyby nagle przede mną wyrósł jakiś strażnik leśny. Ja strwożony - bo żyję w kraju gdzie wszystko jest surowo wzbronione, oprócz tego że wybrańcy mogą mieć posiadłości na pół jeziora czy pół góry – rozejrzałbym się, czy aby nie zostawiłem żaru w ognisku, albo samochód za bardzo nie wjechał w las. A facet na to, z szyderczym uśmieszkiem, wyciąga komórkę i dzwoniąc po policję mówi: „chłopaki, przyjedźcie, tu jest gość z podejrzaną koszulką”. Poza tym, czy jest to jednoznaczne z pochwałą i propagowaniem? Nie jest (nie było, bo wdzianko dawno temu już „zajechałem”) przecież napisane na niej: „viva la coś tam”, czy też „great ktoś tam...”.
Jednocześnie przyznać się muszę, że od nastu lat jestem fanem i namiętnym słuchaczem piosenki „Hasta siempre”. W przeróżnych wykonaniach. Głównie w wersji Buena Vista Social Club, ale punkowy Boikot też był niezgorszy. Przypuszczałem, że propagandowe w kierunku wiadomym, czczące Che Guevarę. Ale kubańskie, to wiadomo. Hiszpański znam niewiele lepiej niż suahili. Trudno, żeby wszystko przez filtr propagandy przepuszczać. Świadomym jednak był, że można się czepiać. Tu już są słowa, większy konkret. Powtórzę swoją wiedzę i świadomość, że Kuba i punk wiele tłumaczą. Tak się złożyło, że niedawno byłem na koncercie, po którym mnie tknęło odtworzyć Jana Garbarka na youtube. Leciałem wzrokiem po tytułach i zobaczyłem widniejący tam: „Hasta siempre”. Znów mnie "wygło". Powtórzę, że Kuba to Kuba, punk to punk, ale tutaj to zupełnie co innego, ten Garbarek. Gwiazda muzyki z nowoczesnej i cywilizowanej Europy, osoba niegłupia, świadoma i nie znana mi wcześniej jako propagator lewackiej zbrodniczości. I gra coś takiego? No, to jestem kryty. Aż się chciało zawołać - nie jestem sam. Jednak niekoniecznie, bo z wspominanym wcześniej kolegą - z przyczyn niezależnych ode mnie - już się nie kontaktuję, a do monitora przepijać głupio. Aczkolwiek w przyśpiewkę by się wpisało: „pije Kuba do youtuba...”.





Komentarze

Popularne posty