Madohora (929 m. n. p. m.) z psem


 Wybraliśmy się z psem na ciepłosobotni popołudniowy spacer po lesie. Na Madohorę z Przełęczy Kocierskiej. Ładnie, trzeba przyznać,i w sam raz traska na późne wyjście z domu. Ale trzeba też przyznać, że droga typowa dla Beskidu Małego, czyli kilometr do kilometra podobny. Łagodnie w górę lub łagodnie w dół. Lasem bukowym, po dosyć szerokiej i drodze. Kamienistej, jeszcze doszczętnie nie zdegradowanej przez quady, czy zwózkę drewna. Pies oczywiście biegł nieco przede mną, czasem bardziej nieco puścił się w las
Od pierwszych kroków, nie wiem w sumie czemu to i czemu akurat teraz, nie mogła mi wypaść z uszu piosenka Turnaua, z frazą Baczyńskiego:

"Znów wędrujemy ciepłym krajem

Malachitową łąką morza..."

Bardzo szybko skojarzyłem dosyć dziwny i znamienny zbieg okoliczności. Otóż oczywiście byłem już kiedyś na Madohorze. Nawet dokładnie mogę powiedzieć kiedy, bo było to tuż po maturze, czyli 24 lata temu. Szliśmy z przyjacielem, innymi szlakami niż z Przełęczy Kocierskiej. Pamiętne, ponieważ czas tuż po maturze jest zawsze pamiętny. Nawet w filmie Kieślowskiego "Biały", w momencie euforii, bohater mówi: "czuję się jak po maturze". Radość i poetyczność, świat przed człowiekiem stoi otworem, pokryty aureolką wrażenia wszechmocy. No i tak się właśnie dziwnie złożyło, że wtedy to ukazała się, albo raczej do mnie dotarła, pierwsza płyta Turnaua, z cytowanym wyżej utworem, którą podczas tamtej wędrówki rozpamiętywaliśmy. Od tamtego pierwszego poznania nie jestem jakimś zagorzałym fanem pana Grzegorza. Trochę nazbyt, nawet jak dla mnie, liryczny i rozpoetyzowany. Ale tej pierwszej płyty posłuchuję czasem do dziś, bo ma kilka kawałków z zębem: Na młodość Nie baw się wiecznie kulą ziemską, czy oczywiście tytułowa Naprawdę nie dzieje się nic. Zresztą został mi w uchu i głowie tamten czas i tamten stosunek do Turnaua. Nadal mam przed oczami młodego kolesia przy pianinie, nie krakowskiego restauratora. 

     Sprawnie dotarliśmy na Madohorę, niemniej sprawnie wróciliśmy. Był to jakiś szczyt, ale tylko jakiś. W takim sensie, że nie zaznaczono gdzie on dokładnie. Trochę przed i trochę za, były skałki, znacznie bardziej przyciągające uwagę. Sam wierzchołek Madohory, to bardzo mała powierzchnia, zarośnięta, także za bardzo nie było ani gdzie przysiąść, ani pocieszyć oko panoramą. Ciekawe o tyle, że właśnie lat temu dzieścia - zapamiętałem - spędzaliśmy na ciekawym szczycie, gdzie dosyć długo siedzieliśmy, wyłazili na jakieś skałki lub drzewa. Może to było tam poniżej? Może przez te lata szczyt zarósł, zwłaszcza że teren nieczęsto deptany? A może było się po prostu po maturze? 

Komentarze

Popularne posty