Kaczmarski - dziś obchodziłby....



Dziś rocznicę obchodziłby Jacek Kaczmarski, urodzony 22 marca 1957 roku. Gdyby żył. Pieśniarz określany bardem, poeta – niemniej, może nawet bardziej. Chciałoby się napisać, że dziś trochę zapomniany. Niekoniecznie to jednak będzie stwierdzenie uprawnione, bowiem trzeba brać pod uwagę, że swoją twórczością lokował się w obszarach, które nigdy szczególnie popularne nie były. Poezja śpiewana, w przypadku Kaczmarskiego piosenka autorska, zahaczająca z początku o zaangażowaną. Mowa tutaj oczywiście o ogóle. Najprawdopodobniej w przypadku tego barda był wyjątek, czyli przełom lat 70/80 wieku poprzedniego, czyli czas tzw. pierwszej solidarności. Najprawdopodobniej, ponieważ z dzisiejszego punktu widzenia to okres jakiś legendarny, o etosie i cechach w prawdziwość zaistnienia których, patrząc na przykład na politykę, trudno już uwierzyć. Najprawdopodobniej więc był to czas kiedy pieśniarz , niekoniecznie świadomie, zszedł z poetyckich obłoków, wchodząc do uszu i głów słuchaczy o mniej wysublimowanych gustach. Stał się bardem solidarności, którego pieśni – podobno – śpiewali robotnicy podczas strajków, a potem, w zaciszu pokoju i po kryjomu, z Kasprzaków i Grundigów, słuchali jego pieśni po cichu nagrywanych na kasety i kolportowanych drogą podobną o poczty pantoflowej. Na czele oczywiście ze słynną i bardzo z Kaczmarskim utożsamianą pieśnią „Mury”, choć on nie był autorem tekstu, był to przekład z pieśniarza hiszpańskiego, niejakiego Llacha. Wyczytałem gdzieś niedawno, że utwór ten mylnie został odebrany jako protestsong i utwór antyreżimowy, podczas kiedy w zamiarze traktował o niezrozumieniu poety. Pewnie poszło o to, że „peerelowski” lud wziął sobie do serca głównie frazę „...mury runą...”. Polemizować z tym można oczywiście już na płaszczyźnie takiej, czy sztukę można mylnie odebrać? Każdy odbiera tak, jak odbiera. Na płaszczyźnie innej, ważniejszej, wychodzi z tego ciekawy paradoks, albo ucieleśnienie słów. Niezrozumiana została pieśń o niezrozumieniu poety. Można się tutaj pokusić o wniosek bardziej ogólny. Że do Jacka Kaczmarskiego, jak do wielu twórców, którzy żyli szybko i umierali młodo, owo niezrozumienie przypisane zostało na dłużej. Wydawałoby się, że sytuacja, jaka wytworzyła się w Polsce w 1989 roku była dla pieśniarza z gatunku tych - „żyć nie umierać”. Był żywą legendą solidarności, rozpoznawalny, z dużym i istotnym dorobkiem artystycznym, ukształtowaną osobowością twórczą, nadbagażem zasług za które można się spodziewać nagrody, a do tego wszystko wolno i jeszcze na tym wszystkim można zarobić. Tymczasem poszło przez rok, może dwa lub trzy, potem już nie bardzo. Lud znad Wisły chyba już nie chciał tak bardzo chłonąć skomplikowanych piosenek, pełnych erudycyjnych nawiązań i metafor. Do tego doszły różne konflikty, rozbieżne ambicje. Jacek Kaczmarski, gdy wgryźć się w biografię i wspomnienia jemu bliskich, był nierozumiany. Jak wielu jemu podobnych autorów, konstruując misterne frazy o sprawach najważniejszych, miał jednocześnie problem z prostą komunikacją ze światem. Zagłębiając się w sprawy najważniejsze, miał problem z błahymi, przyziemnymi, można stwierdzić, że wręcz sobie z nimi nie radził, wykazując się nieumiejętnością prostego, zwykłego życia. Grzebiąc dalej w tym życiorysie i relacjach, trudno w nich odnaleźć szczęście. Może nie szczęście, bo to pojęcie bardzo subiektywne, ale stabilność i zadowolenie z bycia na „Ziemi”. To też charakterystyczne dla tych, którzy szyli szybko i umierali dosyć młodo. W przypadku Kaczmarskiego, dosyć młodo. Polska, potem Wolna Europa, potem znów Polska. Francja, Australia, na końcu Polska jeszcze raz. Kolejne małżeństwa i związki, kolejne posady i związki, kolejne pomysły na życie. Wszędzie nie więcej jak kilka lat. Do tego alkohol, przemoc domowa, rozliczne konflikty.

Coś pozytywnego? Tak, jak powinno być, czyli na koniec. Otóż koniec, według relacji bliskich, przyniósł Jackowi Kaczmarskiemu jakąś stabilność w kolejnym związku, już w Polsce, mimo że niestety i w chorobie.

Niestety bard nie żył długo, ledwie 47 lat, zmarł w 2004 roku. Zwraca jednak uwagę duży dorobek twórczy, pozornie nawet niespodziewanie duży, jeśli nie śledziło się na bieżąco jego kolei losu i twórczości. To podobno samych wierszy ponad 600, dwa libretta, 5 powieści. Niezliczona ilość tekstów do piosenek i kompozycji muzycznych. Prawie 30 płyt autorskich. Dorobek duży tym bardziej niespodziewanie, jeśli ktoś kojarzy Kaczmarskiego głównie z okresu „solidarnościowego”. Nawet jeśli rzeczywiście kojarzy i zna tylko z tego okresu, to bardzo często jest to „znajomość” przełomowa, na zawsze pozostawiająca w świadomości nie tylko ślad, ale wręcz zmianę, kojarzącą się często ze zwykłą wdzięcznością. I to jest fakt, udokumentowany bardziej niż biografie i relacje bliskich.

Komentarze

Popularne posty