Z daleka wyglądali dobrze
„Codziennie
emigruję z Polski”. Tak śpiewa Grabarz ze Strachów na Lachy, czy
też z Pidżamy Porno. Podobno znów ma coś do powiedzenia.
Uwielbiałem, a może nadal uwielbiam go jako tekściarza, ale
wolałem i wolę jego liryczno, metafizyczno, popkulturowo, społeczne
songi sprzed lat niż ostatnie płody parapolityczne. Pewnie jednak
trafne, bo niejeden z nas emigrował stąd lub co najmniej chciał
emigrować. Zwłaszcza chciał, skoro codziennie. Niestety, ale
główne słowo tej frazy wydaje mi się nietrafne. Powinno być,
„wypierdalam z Polski”. W moim odczuciu, konkretyzując, finalnie
z Polski, ale przez Polaków. Przez nich, ergo – przez nas, chce
się wypierdalać. Ta, był jakiś słynny dowcip rysunkowy Andrzeja
Mleczki. Wyliczenie: pola, lasy, góry, rzeki, to mógłby być taki
piękny kraj… gdyby nie Polacy. Od kilku osób słyszałem w
ostatnim czasie, że za granicą jesteśmy mniej lubianym narodem niż
wszystkie inne demoludy. Albo wręcz nielubianym. Przez roszczenia,
przez ważność, wredność, konfliktowość i po prostu niefajność.
Z daleka wyglądali
dobrze
Muszę się
przyznać, że ostatnio chodziło nam po głowie pewne wy…, po
prostu wyjazd. Znaleźliśmy się w pewnej miejscowości na Słowacji,
niedaleko granicy. Znamy ją dobrze, ale tym razem wjechaliśmy w
miejsce, w którym wcześniej nie byliśmy i byliśmy zauroczeni. A
do tego przydarzyła się sytuacja potwierdzająca teorię, że życie
pisze najlepsze scenariusze. Napisało i niedawno, wręcz w ostatnich
tygodniach. Znaleźliśmy się, z Beatą i naszym czworonogiem w
pewnym miejscu na Słowacji, niedaleko granicy. Miejscowość, jako
taka, dobrze nam znana, ale zagłębiliśmy się w jej obszar, w
którym wcześniej nie byliśmy. Pod Babią Górą. Pięknie,
funkcjonalnie, różnorodność, wielki potencjał. Szliśmy drogą
asfaltową, zamkniętą dla ruchu samochodowego. Minęliśmy dwóch
biegnących Słowaków, zmieściliśmy się na drodze i powiedzieli
sobie dzień dobry. Mijaliśmy się za chwilę z jakąś panią,
która jechała na rowerze, obok dzieci. My i oni ławą. Powstała
lekka dezorientacja, bo droga rowerowe jej dzieci i piesza naszego
psa się zetknęły. Znów uśmiech i „dzień dobry”. Uciekały
następne sekundy, albo nawet minuty. Rozkoszowaliśmy się
krajobrazem, stojąc na środku drogi i stwierdzając, że chyba się
tam przeprowadzimy. Usłyszeliśmy nagle z tyłu, a potem z boku:
-Ale proszę zejść
na bok, bo rowery jadą.
Przejechała obok
nas dwójka osób, jedna płci pię.., płci żeńskiej, oboje
dyszący, na rowerach, w plastikach z Decathlonu, jak to znajoma
mówi, skanalizowani przez system.
-Witamy rodaków,
witamy – odparliśmy.
Nie znajduje
prawnego uzasadnienia tego, dlaczego rowery miały by mieć tam
pierwszeństwo. A jak nawet, było tyle miejsca do objazdu. Jesteśmy
Polakami, więc jesteśmy agresywni i upierdliwi, jesteśmy lepsi, bo
mieścimy się w modzie, świat jest nasz.
Złagodzenie
„Wypierdalać”
to dosyć mocne słowo, ale czasem tak trzeba. Nie chcę tutaj używać
popularnego i prymitywnego: że jak sobie człowiek nie zaklnie, to
ku.. nie pójdzie. Po prostu wypierdalać nie jest pełnym synonimem:
wyjechać, uciec, emigrować i wielu innych, nawet łącznie
wziętych. A złagodzenie? Otóż kiedyś słyszałem anegdotę pewną
o Agnieszce Osieckiej. Opowiadaną przez świadka i nie jakąś z
książek. Osiecka zasiadała w jury konkursu poetyckiego, takiego że
ludzie mówili swoje wiersze. Obok niej, w tym gremium, inni poeci.
Jako jeden z ostatnich, jął recytować, a właściwie bełkotać,
ewidentnie pijany facet. Poeci zgorszeni, bo to poeci. Mówią mu, że
w takim stanie nie można i że to już po terminie. No to on do
nich: „wypierdalać”! I wyszedł. Jury zgorszone, bo to poeci. Na
co Osiecka bierze torebkę, wstaje i mówi: „nie wiem, jak wy, ale
ja wypierdalam”.
A ja pewnie nie
wypierdolę z Polski w końcu. Dlatego też poniekąd, że wolałem
wcześniejszego Grabarza, w związki z czym od jego frazy z
pierwszego zdania ważniejsza dla mnie ta:
„Jest jednak coś,
co mnie trzyma tu tym bardziej,
polskie filmy biało-
czarne”.
Z Polski można
wypierdolić, polskość z człowieka już nie spier...
Komentarze
Prześlij komentarz