Podróże Salamandrą: Wszystkie moje bijatyki. No, prawie wszystkie

 


Znowu to zrobiłem. Wyszedłem w pasiaku na widok ludzki. Pasiaku, czyli jednoczęściowym stroju w pasy, którego używam na wyjazdach weekendowych i wakacyjnych do spania w vanie. No i oczywiście ludziska cisnęły bekę w ilości zdecydowanie ponad minimum spodziewania się, a przynajmniej na maxa i totalnie się przyglądali. Trochę na pewno śmiali. Wróciłem do środka oburzony, ale w sumie nie wiem dlaczego, bo wiedziałem nie od dziś, że tak jest. Powiem więcej. W zasadzie trochę specjalnie tak robię, żeby sprawdzić czy wciąż są takie reakcje. Jest to dla mnie niezmiennie szokujące doznanie, że można się naśmiewać i tak zafiksować na punkcie czyjegoś wyglądu. W XXI wieku to myślałem, że już wszystko jest tak dozwolone że i nic nie jest śmieszne czy ciekawe. Myślałem, że to zostało gdzieś, w jakiejś komunie, w jakichś latach 80-tych, jakimś PRL-u. Wtedy to było. W zasadzie niewiele było, więc i niewiele było oryginalnością. A jak oryginalnością już zostało to wtedy społeczeństwo ścigało na ziemię, często boleśnie. I tak na przykład na wakacjach po pierwszej klasie podstawówki dostałem od starszych zegarek, przywieziony z NRD. Słynna Ruhla, z motocyklistą. No fajnie. Można mieć zegarek? Można. A jednak po jednym z pierwszych dni w szkole czekał na mnie przed budą wianuszek chłopaków z klasy czekających, by mi obić gębę. Zegarem można było niby mieć. Tylko że wtedy i chyba długo jeszcze potem, zegarek dostawało się na komunię. Jak ktoś miał wcześniej, nawet w realiach dużego miasta, znaczyło że kociorz, nie katolik, walczący z systemem. Wystarczyło. Wyniku bójki nie pamiętam, ale raczej w tym przypadku matematyka była okrutna.

Wiele lat później, jakaś 6 klasa i w czasie tego samego zgrzebnego i smutnego PRL-u, moja starsza siostra, która od jakiegoś czasu chodziła do szkoły z plecakiem co było mega ekscentryczne na tamten czas, nabyła sobie inny plecak. Ten pierwszy (taki narciarski) dała mnie, żebym sobie wziął do szkoły, bo super jest. Wziąłem, choć czułem, że będzie afera. Afera, bo te był dalszy ciąg zgrzebnego PRL-u, wszyscy przykładnie z torbami przez ramię, jak to mięsko do maszynki do mielenia ze „Ściany” Floydów. Oczywiście się spóźniłem, jak zawsze, na pierwszą lekcję po feriach zimowych. Powstała mała konsternacja w zw. Z plecakiem, ale chyba jeszcze myśleli, że jestem prosto z nart, co i tak byłoby ekstrawagancją. Na pierwszej przerwie ktoś zapytał:

- Co masz w tym plecaku?

- Jak to co? Książki i zeszyty na lekcje – palnąłem jak coś najbardziej oczywistego.

Gromki śmiech z wielu młodych gardeł, jaki na to wybuchł, odbijał się długo od ścian korytarzy kilku pięter. Po lekcjach, a była to zima, przed szkołą czekał znów na mnie wianuszek chłopaków z klasy, uklepujących w dłoniach twarde kulki śnieżne. Powód był, plecak na plecach. Powód, w czasach kiedy – według dzisiejszego facebooka – ludzie byli jacyś przyjaźniejsi, trzymali ze sobą i było ciepło międzyludzkie. Właściwie, to czekali na nas, bo ze mną wyszedł kolega, „luter”. Nie dlatego w sumie że „luter”, ale i my się lubiliśmy i on lubił zadymy. Jakieś tam kulki poleciały, ale szybko dorwaliśmy jednego czy drugiego spuszczając łomot. Reszta się rozpierzchła chyba ze świadomością, że może ich niepomiernie więcej, ale i tak – mimo pokonania nas, któryś może w dziób oberwać, a po co mu to? W efekcie na placu rozboju pozostał jeden, prowodyr i coś mi się kojarzy, że pierwszy plecak w szkole długo pamiętał on i jego nos. Za półtora roku wszyscy takie mieli, ale to oczywiście inna historia.

Myślałem, że wraz z komuną to się skończyło. Od tamtego czasu co chwilę jednak znów widzę że nie. A to za sprawą bereta, a to za sprawą rolek na nogach 30-latka, teraz przez pasiaka. Ostatniego weekendu na Słowacji już skrajnie jakieś ludki, żywiące się przy knajpie, przy której spaliśmy, się wgapiały i podśmiechujki uskuteczniały. Powiedziałem im wymowne dzień dobry, znaczące, widzę to, ale nic. Wlazłem z powrotem do „sypialni”, mówiąc nie bez złośliwości, a właściwie ze sporą, do Beaty:

- Niech się śmieją i niech żrą. Za to tylko ja wiem, w jakich warunkach i miejscu było w nocy przechowywane żarło, jakim się raczą.

Na co Beata:

- No i tylko my widzieliśmy, kto i w jaki sposób się kochał w nocy na niewytartych potem stołach, na których oni teraz jedzą.

Komentarze

Popularne posty