Męskie Granie 2018



 Letnie weekendy w centrum Żywca nie są fortunną porą dla psów. Dlatego trzeba wyjeżdżać. Przez większość tych dni powietrze prześwidrowuje łomot grajków z Amfiteatru Pod Grojcem, w wieczory odbywają się koncerty, a noce, nasz pies przynajmniej kończy w wannie. Nie, że taki zawiany wraca. Tak się boi petard. Rozumem jednak, że żyjemy w społeczeństwie i zbiorowisku ludzkim, a nie na bezludnej wyspie.
  Teraz odbywał się zapowiadany od dawna finał Męskiego Grania. Piksel strzygł uszami od przedpołudnia, bo cały czas łomot już zza Koszarawy dobiegał. Wytłumaczyłem mu, że to już ostatni poważniejszy raz w tym sezonie. Kwaśnice,”łoscypki”, BMF już za nami. Co mu ewentualnie jeszcze może zakłócić spokój, to strzał z pistoletu startowego, oddany przez wiceburmistrza Marka Czula podczas jakieś październikowej imprezy biegowej.
  My naszego psa czasem puszczamy samopas, zwykle nie ma z tego ambarasu. W dwóch sytuacjach. Piknikowo lub turystycznie z dala od domu, albo przyjeżdżając skądś,często idzie sam z auta do klatki. Szczególnie, jeśli jesteśmy objuczeni. Tak było i wczoraj.
Zwolniłem go ze smyczy kilkadziesiąt metrów od domu. Robimy tak bardzo często. Czasem wtedy trzeba na psa poczekać chwilę, ale zawsze szybko przychodzi. Nie miałem wątpliwości, że zaraz przyjdzie i tym razem. Żywność przywieźliśmy, a do tego wszędzie dookoła dudnienie finałowego koncertu Męskiego Grania. Łomot Piksela drażni, boi się go. Poza tym pół godziny dzień wcześniej młotkowałem, że bojkotujemy Męskie Granie, od kiedy rok wcześniej na nim Jakubiak vel Dr Misio(którego ogólnie bardzo lubię) śpiewał piosenkę „Nie wierzę politykom” Tiltu i Tomasza Lipińskiego, na tle światełek, błyskotek i reklam najpodlejszego, taśmowego sikacza. Powinno to być pokazywane na Festiwalu Profanacje 20 1X albo jako przykład na to, że nie wszystko da się przełożyć „jeden do jeden”.
Tachałem zakupy do drzwi i kątem oka widziałem psa prawie przy aucie. Na zawołanie jednak nie przyszedł. Poszedłem do domu. Wróciłem po 10 min, nadal go nie było. Znów z powrotem. Ponownie wyszedłem przed blok przed 22.00. Było to prawie godzinę od powrotu i nie ukrywam, że nie miałem już wątpliwości, że Piksel wrócił i czeka pod klatką albo pod autem. Wręcz wyszedłem mu naprzeciw na schody. A tu nic. Chodziłem, wołałem, gwizdałem. Po godzinie poszedłem ponownie, znów bezskutecznie. Zdałem dobie sprawę z tego, że od jego odejścia spod domu, minęło ponad 2 godziny i że w związku z tym dalej może być różnie. Wróci rano, albo w ogóle. Przyjdzie z włóczęgi rano, albo nie przyjdzie wcale. Zrobiło mi się zaraz głupio za wszelkie bury i niedogodności wobec psa, a przede wszystkim targnęły mną wyrzuty sumienia, że go zwolniłem z tej smyczy. W domu żona stwierdziła, że może poszedł sobie na męską wyprawę, czy Męskie Granie. Wyszedłem kolejny raz po północy. Obiecałem sobie, że ostatni już. Minęło prawie 4 godziny. Smutek.
  Sprawdziłem jeszcze jedno ustronne miejsce. Idąc mijałem wiele osób, wracających z koncertu. Może się kończył właśnie? Zobaczyłem też małe rude, zmierzające do domu. Wrócił po 4 godzinach. Może rzeczywiście był na Męskim Graniu?

Komentarze

Popularne posty