Podróże Salamandrą - Kluczewo i Drawsko

Szeroko komentowaliśmy kiedyś to, że w niektórych częściach Rumunii przed domami i w sumie też, stały żurawie studni. Taka jakby ogólnodostępność wody. Skojarzyliśmy to z realiami troszkę cieplejszego kraju, gdzie w związku z ciepłotą, sprawa wody istotna. No to każdy, kogo przysuszy, może przystanąć i łyknąć. Ogólnie też sprawa trochę jakby retro, z innych stuleci. No ale co, zwalić takie studnie? Przypomniały się nam, jak w tym roku vanowaliśmy po północnej Polsce i nad morzem. Nie tylko, że nie było tam studni, ale nie było też – jak często w górach – ujęć wody czy jakichś strumieni. Trzeba zatem wozić pół auta wody czystej, żeby było do konsumpcji i spraw higienicznych. Szczególnie odczuwalna sprawa była nad morzem, gdzie staliśmy prawie total na plaży i nie chcieliśmy się ruszać, bo i po co, a o żeby miejsca nie stracić. Woda była deficytowym towarem, a pilnie nabywana także drogim.                                                                                                                                             Po morzu trafiliśmy pośrednio do wsi Kluczewo, na Pojezierzu Drawskim. W zasadzie nad Jeziorem Drawskim. Rzekło by się, zwyczajna. Dla nas jednak piękna, klimatyczna. Ciekawa okolica, ciekawi ludzie. Tak, tacy, co to człowiek sam jeszcze nie wie, że właśnie tam z głównej drogi skręci, a oni już wiedzą. Potem wysyłają najpierw na zwiady psa. Jak ten już wnerwi Piksela i obsika auto, pojawią się i właściciele. Lokal wyborczy, wijąca się urokliwa wiejska droga wśród klimatycznych chat. Nawet plakat z Andrzejem Dudą był tak usytuowany, że najważniejsze dane były zasłonięte. W centrum Kluczewa przystanek, kwietnik i wielki drewniany klucz z dopisanym EWO. Takie zabawne logo jakby. 








Niby to wszystko takie zwykłe, a jednak dla nas wtedy i we wspomnieniach niezwyczajne. Dla nas wyjątkowe. Dlatego mianowicie, że w centrum wsi był i kościół. To też nie o niego chodzi, a o to, że przy kościele stał hydrant z wodą. Na tamta chwilę przynajmniej mogliśmy czerpać zeń do woli. Taplaliśmy się prawie, nadrabiali nadmorskie zaległości braku słodkiej wody. 




A kościół:





Uprzedzając trochę fakty napiszę, że trafiliśmy chwilę potem, czyli tego samego popołudnia, na plażę w Kluczewie, nad Jez. Drawskim i spotkaliśmy tam człowieka, który wie. Był to elektryk w średnim wieku. Zaraz na początku przyznał się, że jest zwolennikiem teorii spiskowych, a sam zaznał niekorzystnego oddziaływania 5G. Wytłumaczył nam, jak to mu zaszkodziło 5G w domu. Od tamtej pory też byliśmy już ludźmi, którzy wiedzą. 

Komentarze

Popularne posty