Podróże Salamandrą - resume


 

Można powiedzieć, że równolegle z naszą długą podróżą jechały za nami, a przede wszystkim z nami się zatrzymywały dwa wiodące hasła. Pierwsze, to korzystanie z zastanej infrastruktury. Gdzieś tam w Polsce, u nas na południu w niewielkim stopniu. Na północy są, ale bywa tam i coś ciekawszego. Wymieszanie infrastruktury publicznej i komercyjnej. Niby nieładnie jest jechać na sępa, ale cóż? Wakacje 2,5 miesięczne swoje wymogi mają. Zarówno od strony finansów, jak i utrzymywania infrastruktury samochodowej i zaplecza socjalnego. Hitem w tej kwestii było pole namiotowe w Gołdapi. Wjeżdżali na niego chętni i płacili. Obok niego był darmowy parking dla plaży oraz dla tej właśnie publicznej plaży darmowe wc, łazienka, prysznice, prąd, etc, etc. Zatem staliśmy na darmowym parkingu, 30 metrów od tych co płacili i stali na takim samym miejscu, a korzystaliśmy z tego samego sanitariatu. Tak było jeszcze w kilku innych miejscach. Ogólnie, nie czarujmy się, trzeba było dosyć dużo czasu poświęcić na zaplecze gospodarcze.







Drugim naszym hasłem przewodnim, może nawet głównym, było „Być jak Stanley Kubrick”. Nie do końca wprawdzie oddawało to, co się działo, ale nieważne już teraz. Stanley Kubrick to wiadomo, facet się z kimś umawiał pod jakimś nie swoim adresem, potem niby wychodził z wypasionego domu tamci myśleli że właściciel i stawiali wódkę, żeby się przypodobać bogaczowi. Trochę na tą modłę to stawaliśmy przy wypasionych hotelach, przy których prościej było o niektóre sprawy. W takim otoczeniu padły jedne z kluczowych zdań tamtych wakacji, a zarazem najbardziej zabawnych. Staliśmy mianowicie kilka dni obok wypasionego hotelu w Rowach. W taki sposób, że intymność mieliśmy większą niż sąsiedztwo. Realia były takie, że czasami, po cichu ale na bezczelnego, korzystaliśmy z dobrodziejstw tego hotelu. Którejś nocy natomiast, ja korzystać z nich nie poszedłem. Goliłem się prawie na ulicy. Była już tak późna noc że olałem konwenanse. A tymczasem przechodziła jakaś para dosyć w sumie młodych ludzi, na plażę. Idą, patrzę jak się golę a Beata robi nie wiem co, albo wiem, ale nie wypada mi powiedzieć i facet z tej pary woła do nas coś w stylu:

- Obserwuję was od kilku dni. Świetny luz, gratuluję. Bądźcie tacy, jesteście niesamowici, taka jazda.

My na to dosyć dosłownie:

- Żaden problem. Wystarczy wsiąść w auto i jechać.

Facet na to – też dosłownie:

- Nie mogę, jestem dyrektorem tego hotelu.


Innym razem z kolei, w porcie, z daleka widzieliśmy, że jakiś facet o wyglądzie osoby co najmniej ekscentrycznej stoi przy naszym aucie. Padło pytanie:

- Kto to jest?

- Stanley Kubrick.


To o hasłach przewodnich. Poza tym, kwitując, wyjazd był świetny i szczęśliwy. Przejechaliśmy blisko 5 tys km., zapłaciłem mandat wysokości całych 50 zł, zbiłem tylną lampę za jakieś 2,5 stów. To zdecydowanie małe koszty jak za przygody, jakie mieliśmy, a które były przedstawiane gdzieś tu powyżej. Poniżej natomiast najlepsza piosenka drogi ever.

Komentarze

  1. No to jedziemy spotkać się z przygodą.Zacheciliscie nas fotek niesamowitej przygody.Hej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny artykuł! Uśmiałem się prze, głównie z sytuacji z dyrektorem hotelu xD

    A Pidżama Porno, to byśmy się nawet zgadali z utworem ever, z czego u nas grała najczęściej Raissa 😎

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty