Aeronauci czasów ponurych


Jutro wielki – mały dzień. Nie jest to piłkarska środa oczywiście, zwłaszcza że piłkarskich śród już nie ma. Chyba nazywa się to świętem wolności. Szczegółowiej, to chodzi o dosyć okrągłą dwudziestą piątą rocznicę tylko trochę niewolnych wyborów, skutkiem których zmienił się ustrój. Przypuszczam że, podobnie jak w przypadku „okrągłego stołu”, nie każdy obywatel znad Wisły sobie tą okoliczność ceni i pochwala co skutkiem niej powstało. No właśnie skutkiem niej. Wciąż nie widzę sensu i racji między ocenianiem tamtych dwóch wydarzeń przez pryzmat tego, co Polska i Polacy prezentują sobą dzisiaj. Związek widzę podobny jak wpływ, z lekka przesadą oczywiście, Mieszka I na III RP. Stan obecny przypisujmy późniejszym rządom, a punkty newralgiczne przemian nie determinowały przecież nieodwołalnie dzisiejszej sytuacji.

Ja w każdym razie uważam, że po n ich na pewno wolność – szeroko bardzo rozumiana – jest nieporównywalnie większa i cenię ją. No właśnie, wróć. Szeroko rozumiana. Z wolnością jest chyba jak ze szczęściem, mądrością, czy miłością. Ile ludzi, tyle definicji. Biorąc pod uwagę, że gdzie dwóch Polaków tam trzy zdania, tym bardziej pojęcie trudne do zaszeregowania. Paradoksalnie zresztą i z krztą komizmu można powiedzieć, że wolność polega między innymi na tym, iż każdy może mieć inne jej postrzeganie.Ja osobiście też jakąś definicje mam, skutkiem której czuję się jednostką bardzo wolną. Nieraz łapię się na zaskoczeniu samego siebie, jak bardzo wolną.

Przy okazji jubileuszu z różnorakich rękawów sypnęło rozmaitymi plebiscytami na ludzi wolności, lub zawężeniami historii przełomu do mniejszych jakiś grup, środowisk czy regionów. „Gazeta Wyborcza” na ten przykład zamknęła właśnie plebiscyt na – między innymi – sportowca wolności. Wygrał Adam Małysz, ale jakoś nie mogę sobie zdefiniować, co to znaczy sportowiec wolności i czemu akurat on? No, ale nie muszę wszystkiego rozumieć, zawsze byłem za marginesem miejsca dla elementu abstrakcji.

Drogą internetową dotarł do mnie artykuł o czasie i ludziach przełomu w moim rodzinnym mieście, Bielsku – Białej. Nie, nie znalazłem tam swojej osoby. Co najmniej trochę za młody jestem. A i owszem jakiś tam jeden czy dwa plakaty wyborcze przed tą słynną elekcją się ze ściany pobliskiego sklepu zdarło i potem trzepało tyłkiem, bo te plakaty zwinięte w rękawie,a tu milicja idzie i wypytuje co za przechadzki. Mieliśmy natomiast przyjaciela rodziny, który 25 lat temu był w Bielsku jedną z kilku szyszek reaktywującej się „Solidarności”. Jedną z kilku, bo w tym mieście nie była to liczna grupa. Od niego wiedziałem who is who, jak wygląda, jak się nazywa, ile znaczy i czego można się po nim spodziewać. Niemałe było moje zaskoczenie dzisiaj, gdy we wspominanym wcześniej artykule ujrzałem mgliste twarze i przede wszystkim nazwiska, których zupełnie nie pamiętam z relacji przyjaciela. Momentalnie za to napadło wręcz na mnie pewne dawniejsze wspomnienie. Dawniejsze, ale bardzo bielskie i wbrew pozorom nie bez związku z rocznicą. Historia jaka kilka lat wcześniej się wydarzyła i to wydarzyła na pewno, mimo że dziś wydaje się niesamowita.

W Bielsku – Białej co 5 lat odbywa się Festiwal Teatrów Lalkowych. W związku z tym między innymi, że jest tam sławetna Banialuka, właśnie Teatr Lalek. Jeden z takich festiwali inaugurowano w 1985 roku. Uroczystość otwarcia odbywała się na głównym placu miasta, Placu Chrobrego. Jednym z punktów był start balonu koszykowego z jakimiś dwoma nautami. Dokładnie nie pamiętam już, przypuszczam że mieli trochę polatać nad miastem, ciągnąc jakiś transparent wieszczący o zaczynającej się imprezie. Wystartowali zatem pionowo w górę się wznosząc, jak helikopter, szybko napierając kilkadziesiąt metrów. Ludzie z dołu machali do nich rękami, ci odwzajemniali się tym samym myśląc,że to pozdrowienia. Tymczasem ludzie machali rękami, ponieważ – czego nauci nie widzieli – jakaś 6,8 letnia dziewczynka podbiegła do balonu tuż przed startem i uchwyciła się jednej z wiszących z niego wstęg. Postanowiła być dzielna i oryginalna, nie puszczając jej i unosząc się nad ziemię. Potem, tak to tłumaczyli specjaliści, panika spowodowała u niej ściśnięcie się maksymalne paluszków, skutkiem i dzięki czemu nie spadła. Po chwili balonauci się zorientowali i nakierowali swój pojazd nad dach pobliskiego sklepu i jakoś tak się udało dziewczynce tam wylądować, względnie bezpiecznie zeskoczyć,czy może też ktoś jej pomógł – nie pamiętam już dokładnie. O tej historii opowiadało potem przez tydzień całe miasto i jestem bardzo zdziwiony, że później, już po latach, nikt nigdy o tej kosmicznej historii nie wspomniał. Obecnie ta dziewczynka musi mieć około 35 lat. Ciekawe jaka jest jej definicja wolności. Czy wie, że jej wybryk był jej odzwierciedleniem, prawie wręcz kiczowato dosłownym i pierwotnym?

Komentarze

Popularne posty