Czeskie szlaki rowerowe


Podobno jest jakaś strona ze spisanymi szlakami rowerowymi w czeskich Beskidach.

https://zywiec.beskidy.news/sport/390-rowerem-po-czeskich-beskidach-inspiracja-zazdrosc

Cień się rzuca coraz większym, momentalnie przypomniała mi się sytuacja z 2001 roku. Krewni i znajomi lokalnych królików dali znać, że są potworzone nowe, bardzo fajne trasy rowerowe w Czechach, tuż za granicą. Taki jakiś „wypas” za unijne pieniądze, mimo iż było to w czasach kiedy do Unii było jeszcze daleko, i jako część jakiejś europejskiej trasy. No to umówiliśmy się z kolegą, celem eksploracji. Żeby być pierwszymi, zanim się sprawa rozejdzie. Ja przyjechałem z Krakowa, kolega z Bielska, do Lesznej, za granicę. Z Bielska – Białej rowerem to nie było wcale takie nic wtedy. Były to czasy, kiedy jeszcze nie wywalali z „fejsbuka” za prowadzenie zbyt mało ciekawego życia uprawianie zbyt małej ilości sportów ekstremalnych w przeliczeniu na dobę. Tak więc dokulaliśmy się na przejście graniczne w Lesznej. Tuż za szlabanem rzeczywiście była mapka i zaraz za nią już szlaki. Obraliśmy taki, który lada chwila skręcał do czeskiej Dolnej Lesznem i potem pewnie nad Adriatyk. Jadąc za nim, zaraz zaczęliśmy zjeżdżać z górki, na której było przejście. Prześmignęliśmy szybko przez Dolni Listną i zorientowaliśmy się, że dawno już szlaku nie widzieliśmy. Właściwie, to od początku niewiele go widzieliśmy. Jako że dzień był jeszcze młody i ni Czecha dookoła żeby zapytać. Uznaliśmy, że wypchamy te rowery znów na górę, albo i swoje cztery litery na nich, i pojedziemy jeszcze raz. Tak też się stało. Na górze oczywiście, najsampierw, popatrzyliśmy na mapkę. Wyszło że dobrze jechaliśmy. A że nie było znaków? Pojedziemy jeszcze raz, najwyżej do celu, a nie po znakach. Puściliśmy się ponownie w dół, via Dolni Listna. Mijaliśmy Czechów, krzątających się wokół swoich ogródków i rdzewiejących Skod Favorit. Po jakimś czasie okazało się, że jest problem ze szlakiem. Po prostu on jest, ale tak jakby na odwrót. Poprosiliśmy jakiegoś Czecha sprzed Skody, żeby nam rzucił trochę światła na ten trudny temat. Owszem, było miło, ale już za pierwszym węgłem okazało się, że jego wyjaśnienia nijak się mają do stanu faktycznego, podobnie jak nijak do stanu faktycznego miała mapka na górze. Dotarliśmy do miejsca, którego już nie umieliśmy z nią skonfrontować. Spojrzeliśmy na siebie. Cóż? Czasem tak jest. Że mimo iż jest się zupełnie trzeźwym, ma się co najmniej maturę, proste sprawy tak się kończą. Wypchaliśmy ponownie rowery, a czasami nasze cztery litery, na górę, do Hornej Listnej. Co było robić, podążaliśmy, choć już z lekkim cykorem przed demonem kompromitacji, do mapki. To teren na podniesionym, otwartym polu. Niczym więc dziwnym zaistnienie bocznego wiatru. Kolega, niczym szatan z wężowym językiem, podszepnął, że może zanim podejdziemy po raz enty do tej mapki, to może byśmy zboczyli o 2 metry na piwo i się schłodzili. Czemu nie? Na jedno można. Czeskie piwo było wówczas niemniej lepsze od polskiego niż obecnie, a stosunek złotego to korony bez porównania atrakcyjniejszy, niż obecnie. Na jedno można. Ale jak tu na jedno, skoro dookoła piękne widoki, piękne pola, lasy i doliny, tyle ciekawego się dzieje, słońce świeci i tak dalej. Jakoś do domu wróciłem. Pewnie mniej z wycieczki na rowerze lub rowerowe, a bardziej z wycieczki z rowerem. Za to na pytanie, jak tam nowe czeskie trasy rowerowe, miałem bardzo wiele do powiedzenia. Szczególnie o Skoczyńskim, który chodził do równoległej klasy w podstawówce.

Trzeba pamiętać, że Czesi mają swoją logikę i optykę, bez wprawnego oka, nawet z najlepsza trasą i GPSem można się zgubić, podobnie autem jadąc. Chociaż, zgubić jak zgubić, jak pokazał powyższy przypadek, czasem nawet gubiąc się, można pięknie trafić.

Nieraz. Bardzo to dla mnie analogiczne, jak umówiliśmy się z innym kolegą na narty biegowe w Wiśle. Słaba była zima, nie było śniegu, nie za bardzo jak z tych nart korzystać. W efekcie, cóż było robić? Trzeba było gdzieś się zagrzać, wylądowaliśmy w barze. Potem przez całą drogę powrotną mieliśmy ubaw, bo dotarło do nas, dlaczego to jest narciarstwo klasyczne? Klasycznie kończy się w barze.


Komentarze

Popularne posty