Po co nam kabaret?


W miniony weekend były rozmaite konwencje kandydatów na prezydentki i prezydentów. Podobno na jednej z nich żona Kosiniaka - Kamysza powiedziała, że jej mąż, jeśli zostanie prezydentem, nie będzie Adrianem, który słucha poleceń góry. Na to, również podobno, odpowiedział rzecznik prasowy prezydenta Dudy, że Kamysz był popychadłem Tuska. 
Popychadło, to wiadomo, ale Adrian? To oczywiście skojarzenie z serialem satyrycznym "Ucho prezesa", w którym sekretarka prezesa rządzącej partii nie pamiętała jak ma imię prezydent jej kraju i zamiast Andrzej, wołała na niego Adrian. O tym popularnym kilka lat temu cyklu kabaretowym jego autor, Robert Górski, mówił niedawno, iż zaskoczyło go, że nieświadomie ocieplił wizerunek prezesa i PiS. Nie potwierdzam, że ocieplił, nie zauważyłem tego. Choć nie. Może w takim sensie, że PiS-owcy, którzy zawsze dla mnie byli osobami kompletnie pozbawionymi poczucia humoru, dystansu do siebie i autoironii, w odniesieniu do "Ucha..." uśmiechali się lub przemilczali, a nie dowodzili, że dziadek Górskiego był esbekiem albo strzelał do wyklętych. W tym sensie to tak, ocieplili. Przede wszystkim jednak "Ucho...", jak to często satyra, nie raz całkiem inteligentnym żartem, aluzją i metaforą rozbroiła jakiś spory ładunek negatywnych emocji. Nie były one duszone i potęgowane, uciekły gdzieś ze śmiechem z trafnych aluzji. Na poziomie językowym nie piętrzyły złych odczuć nienawistne frazy: "ten k.... minister", tylko "kowalski z ucha". Epitety niepotrzebne, bo osadzenie w kontekście satyry wystarczyło za nie. Czy właśnie zamiast utyskiwań, często wulgarnych, na prezydenta, powiedzenie żer Adrian, osadza w sytuacji i emocjach. Satyra pozwala więc rozładować złe stany i niewerbalnie przyciągnąć skojarzenia. Tak było zresztą z Kosiniakową i Adrianem. Nie pojechała po prezydencie, tylko przywołała pewne skojarzenie. Dlaczego zresztą rzecznik do tego nawiązał odzywając się jak nożyce po uderzeniu w stół, tego nie rozumiem. Rzecznik ów, to niejaki Błażej Spychalski, zarabiający o 3 maszynki do golenia za mało. Wiecznie niedogolony, z kogutami na głowie, jakby dopiero co wstał. Jest rzecznikiem, więc rozumiem, że wypowiada myśli prezydenta. Efekt jest taki, że jak ktoś za 10 lat wygugla temat Adriana, nie wiele z tego zrozumie, ale będzie neutralnie. Słowo "popychadło" natomiast, będzie wysoko w google pośród mowy nienawiści.
Najbardziej kabaretowe były jednak słowa żony do Kosiniaka: "chodź tygrysie".      

Komentarze

Popularne posty