Słowacja i dysonans w poznawaniu

   Kolega kiedyś opowiadał historię zasłyszaną na wykładach z socjologii, albo jakiejś jej odmiany. Wykładowca coś tam mówił o rozbieżnościach w komunikacji. Jako przykład podana była historia z Francji, gdzie Polacy pracowali na jakieś plantacji. Dodam, że były to lata 90-te, albo nawet wcześniej. Do tychże Polaków podjechali jacyś kontrolerzy, pytając o pozwolenie na pracę. Jakiś najbliższy miał i się nim pochwalił. Był tam specjalnie, bo inni nie mieli. Kontrolerzy poprosili żeby zawołał swoich ziomów, którzy pracowali wyżej na skarpie. Ten na to, że tak, ale musi ich zawołać po polsku, bo nie znają francuskiego. Zgodzili się. Tak więc facet się odwrócił i wykonując ręką gest przywoływania wołał głośno: spieprzajcie, spieprzajcie!                                                                                                    Przypomniała mi się ta historia ostatnio na Słowacji, po tym jak u początku górskiej dolny zobaczyłem poniższy obrazek i przeczytałem zawartą obok treść. 

Z daleka mnie dziwił zakaz gaszenia ognia. Tak interpretowałem grafikę, przekreślone na czerwono gaszenie. Gdy podszedłem bliżej, przeczytałem że pisze o zakazie palenia ognie w miejscach nieprzeznaczonych do tego. Widząc ogień w lesie będę miał zagwozdkę. 

Komentarze

Popularne posty