Podróże Salamandrą - na wschód, w końcu cywilizacja

Wróciliśmy niedawno z wakacji. Jak to nierzadko w naszym przypadku, z niekrótkich wakacji, bo 2,5 miesięcznych. Wyjeżdżaliśmy jak w najlepsze jadło się truskawki, wróciliśmy wraz z kończącymi się dyniami. Wyjeżdżaliśmy zniesmaczeni, że klasycznie nasi kopacze odpadli z trwających właśnie mistrzostw Europy w piłkę nożną, a wróciliśmy na ME w siatkówce, olewając gdzieś po drodze olimpiadę.

Zjeździliśmy kawał Polski, a potem nawet Słowacji. Mniej więcej Przez środek kraju nad morze, morzem, potem ścianą wschodnią w dół. Oczywiście było fajnie, choćby ze względu na to, że było w ogóle i że było długo. Detalicznie zapewne bardzo wiele przygód i przemyśleń pojawi się tutaj w miarę czasu, ale na ta chwilę mam ochotę na niemałą przewrotność i zaczęcie od podsumowania. Co mówi?

W pięknym kraju żyjemy. Oczywiście nie ten jeden piękny, ale ten, dzięki temu że jak na okolice całkiem duży, pięknie różnorodny. Naliczyłem z grubsza 14 większych krain, przez które przejechaliśmy, często bardzo różnych od siebie. Wielbię na przykład Słowację za jej góry, ale kilkukrotny przejazd przez ten kraj wywołuje pewne znużenie, bo tylko góry.

Były też obszerne obserwacje socjologiczne. Często bowiem dużo czasu spędzaliśmy niby w lekkim ukryciu, ale blisko dużych i znanych skupisk ludzkich. No i stwierdziliśmy, że polską turystykę i wypoczynek śmiało i przede wszystkim można opatrzyć znanym skądinąd hasłem „wielkie żarcie”. Choćby nie wiem jak piękna i ważna była okolica, albo bogate w potencjalne atrakcje obiekty, najważniejsze jest gdzie co zjeść. Tam i na tym spędza się najwięcej czasu. Podobnie zresztą jest z konsumpcją w sensie kupowania czegoś. Kupić, kupić, kupić. Co ciekawe, dotyczy to wszystkich warstw finansowych i intelektualnych. Szczególnie zapamiętałem pod tym względem podlaskie i muzułmańskie Kruszyniany. Na parkingu przed popołudniem naliczyłem tyle aut, że powinno być 300 o0sób. 20 może naraz zwiedzać meczet, nikogo prawie nie było na placu przed nim, gdzie więc reszta? Okazało się, że oczywiście w jurcie, czyli jadłodajni. Nieprzebrane tłumy. Było tam też dwusalowe muzeum. Zwiedzałem gdy weszła jakaś wycieczka, której się nie przyglądałem. Chciałem posłuchać pani przewodnik, ale było jakoś trudno przez straszny hałas, jaki czyniła ta wycieczka. Pomyślałem że gimbaza i byłem bardzo zdziwiony gdy okazało się, że to de facto wycieczka emerytów.

Zafascynowała mnie natomiast pewna nadmorska scena w Rowach. Siedzieliśmy na kawie przed plażą i widzieliśmy grupkę ludzi w średnim lub jeszcze młodym wieku, przechodzącą obok baru. Godzina była jakaś 8.30. Nagle jedna z pań stwierdziła z trwogą bliską przerażeniu, że Bogdan (prawdopodobnie mąż) nie ma piwa. Z zafascynowaniem patrzyłem ile ta pani czynności podejmuje żeby móc Bogdanowi przynieść piwo, co niebawem zrobiła. Może kiedyś będzie to u nas powszechne.

Co się jeszcze tyczy konsumpcji kulinarnej, to równolegle obserwowałem co ludziska szerują na fejsie. No i nie słabnie od lat moje zdumienie, że ludziskom chce się, wydając na te sprawy niemałe jednak grosze, potem jeszcze im się chce promować na facebooku miejsca, w których dosięgnęła ich gastronomiczna orgia.

Żarcie i smutek. Nad morzem przynajmniej ludzie strasznie smutni byli. Może też bym był, gdybym zapłacił za wczasy tyle, ile płaciło wiele z tych osób. 

Co jeszcze stwierdziliśmy? Że coraz mniej warto zwiedzać miasta i miasteczka z tego głównie powodu, że są coraz bardziej podobne do siebie. Duże oblepione są tymi samymi sieciami banków i restauracji, małe pokryte tą sama małą gastronomią i drobnymi upominkami, tak że nie odróżniasz Wisły od Supraśla.  Chociaż na przykład w "Bydgoszczu" było inaczej niż gdzie indziej. Między innymi tak:



W kategorii pewnych "ogólnie" lub "zwykle", to mieliśmy wyjazd będąc "jak Stanley Kubrick". Kto nie widział filmu, przytoczę, co w nim (w filmie "Być jak Stanley Kubrick") główny bohater, arcysciemniacz, umawiał się z kimś pod jakimś zamożnym domem i o umówionej godzinie trzymał klamkę jego, a nie swojej furtki. Co jeszcze? Od pierwszych dni do końca przyczepiła się do mnie piosenka:


Zapraszam sprawdzić, czy rozgonił.

 

Komentarze

Popularne posty