60 dni bez prądu - Dziennik Wakacyjny II

23.06.2014

    Mazury nas przywitały porankiem pełnym rosy. Spało się dobrze, ale zbyt długo kości prostować nam nie dane było, bo przyjechał zarządca pola, znany nam z poprzednich lat i pospływowych chwilowych pobytów. Powiedział, że warunki cenowe pozostają takie same, jak rok wcześniej. Informacja to była nader istotna dla nas, niskobudżetowców. Znaczyła, że mamy szansę zmieścić się w symulacjach sprzed wielu miesięcy. Poza tym dowiedzieliśmy się, że co najmniej tydzień będziemy sami, a rozbić się możemy, gdzie bądź. Nadeszła zatem wiekopomna i prawie najważniejsza chwila wyjazdu, czyli ustalenie, gdzie będziemy przez najbliższe 2 miesiące ulokowani. Założenia i wymagania były rozliczne i istotne:
Dostęp do bieżącej wody.
Widok na jezioro.
Płaskość.
Jakie takie osłonięcie od wiatru.
Żeby przy pierwszych powiewach nie spadły gałęzie, lub co gorsza drzewa na namiot.
Ogólnie ładny widok.
Bliskość ogniska – choć trochę to niezgodne z prawem. Nie trochę, bo nie można być trochę w ciąży.
Możliwość wytworzenia sobie intymności przy większym obłożeniu.
Wybór padł na jedyne słuszne miejsce, które pod każdym względem bardzo się nam podobało. Pierwszą połowę dnia zajęło nam stawianie namiotu. Z pozoru długo, ale to namiot taki z największych, a poza tym nigdzie się nam nie spieszyło, takie było założenie. Jakiś wpływ na to tempo mógł też mieć fakt taki, że niespecjalnie powtórzyłem przed wyjazdem oglądanie filmiku instruktażowego, stawiania namiotu. Któż by to robił, jak w telewizji mistrzostwa w piłkę, o festiwalu w Opolu już nie wspomniawszy.
tytuowa1
    Stanął zatem nasz letni dom na wybranym miejscu, a drugą część dnia z kolei poszła na wstępnym zagaszczaniu i rozlokowywaniu się w nim. Też było z czym, bo zabraliśmy pół chałupy wszelkich przedmiotów. Dwa miesiące to kupa czasu, masa faktów może się przydarzyć, masa rzeczy przydać. Zwłaszcza w moim wypadku była to taktyka walki z głównym spodziewanym wrogiem. Od roku mianowicie wyczuwałem, że największym problemem będzie, nie dać samemu sobie przez samego się wmówić, że tkwi si w jednym punkcie, a w tym czasie świat do przodu zapyndala i człowiekowi ucieka. Że przez tą labę zaliczy się nie wiadomo jakie straty w tym pieprzonym wyścigu społecznym. Że świat się nie zawali. No bo fakt, że raczej norma jest kilkudniowego urlopu, w czasie którego je się bundz na Krupówkach, knedle w Pradze i jeszcze wulkan na Islandii zobaczy. A my nie! My powoli. W każdym razie, żeby ewentualnie z tymi wyrzutami sumienia podjąć walkę, nabrałem różne podręczniki do szkolenia języka, inne przedmioty powodujące, że będę mógł sam przed sobą wywołać wrażenie konstruktywności w terenie.
Dom jest, ewentualna reszta zabudowań w następnych dniach lub tygodniach. Co jedynie, to Beata zaraz zawiesiła hamak.
    Nie ukrywam, że póki co cieszy mnie informacja, że na razie nikt tu się na dłużej nie zapowiada. Chętnie pobędę w ciszy. Ciekawy zresztą temat i zjawisko, że najprawdopodobniej będziemy obserwować ewolucję lub rewolucję. Od pustkowia do zarojenia.
    W Brazylii kończą się rozgrywki grupowe. Fajny turniej, ale na razie ani trochę nie żałuję, że nie oglądam.



24.06.2014

    Pierwsza noc pod namiotem na razie na materacu. Zabraliśmy łóżka, ale trzeba je coś jeszcze podrychtować, trochę śmigane są. A materac z kolei, nie myślałem że to ma takie znaczenie, zamiast wzdlużnych rowków ma kółka, co powodowało, że się w nim taplaliśmy, jak w ruchomych piaskach.
   Jesteśmy sami na polanie, a psa to mamy pilnującego. W związku z tym trzy ćwiartki nocy spędził z tyłu namiotu, z łbem wystawionym za namiot, przeszczekując się z burkami z drugiej części powiatu i reagując na każdy szelest północno wschodniej Polskich. Dodatkowo okazało się, że jest namiętnym kopaczem w ziemi. Namiot jeszcze nie stoi doby, a już przedsionek jest zryty jakby stado dzików wpadło na żer. Będziemy musieli położyć brezentową podłogę. Gdyby powstał remake filmu „Zawrócony” i główny bohater znów goniłby ubeka dookoła kościoła, jedno z wyzwisk mogłoby wyglądać mniej więcej tak:
Skopia ci żyć, jak ten ryży hund lagrowy forcimer w halbe dnia”
    Namiot stoi, trzeba zbadać trochę okolicy. Uskuteczniłem z psem marszobieg do wioski, po chleb. Nic się nie zmieniło przez rok. Nadal ta sama i tak samo piękna droga wśród pół, pastwisk i krów.
24.06
Pies zawsze goni tam w te i wewte i nagonić się nie może. O, nie. Jest pewna różnica względem poprzedniego roku. Ogłoszenie na drzewie. Ktoś powiesił ogłoszenie na drzewie, że kupi działkę. Ktoś inny dopisał u dołu jakże polskie: „Spierdalaj”.
24.062
Nie wiem jaka była intencja tego proszącego, by tamten odszedł. Trzeba natomiast powiedzieć, że jest to tutaj trochę problem natury kulturowej, czy krajobrazowej. Warszawiacy od dawna wykupują działki i domy, stawiając nowe bunkry, skutkiem czego zatraca się lokalny koloryt. Podobne zjawisko notabene jest u nas, w Beskidach. Ślązacy od dziesięcioleci stawiają swoje wille, zasłaniające góralskie chaty.
    We wsi widać, że to jeszcze przed sezonem. Senność. Mazurskie chaty oklejone przyczepami. Z daleka widoczne czerwone spadziste dachy. W sklepie za bardzo nawet światła w lodówce nie ma, działa na jedną siódmą gwizdka. Nabyliśmy chleb. Widać, że przed sezonem. Chleb zwał się „Szabelski”. W Krakowie była taka sieć piekarnicza, Awitex. Naprawdę nie myślałem, że kiedyś trafię na gorszy chleb niż ten krakowski i że będę potrzebował na to tylko sześciu lat. Prze niedobry, psu szkoda było tego pieczywa dawać. Widać, że sklep przed sezonem.
    Po południu podrychtowaliśmy łóżka polowe. Powinno być lepiej.

Komentarze

Popularne posty