"Pe" w pigułce

Dzisiaj nikt już nie pamięta, jak i kiedy to się zaczęło. Może nie, że zupełnie, bo tutejszy Naród ma oczywiście swoją pamięć, choć oczywiście nie zinstytucjonalizowaną. Dookreślenie "swoja" powoduje, że każdy człon narodu pamięta to inaczej. Nikt już dzisiaj - w sensie zbiorowym zatem - nie pamięta, kiedy i jak to się zaczęło. Kiedy pani P... zaczęła się przechadzać po tamtejszych opłotkach i okolicy z psami. Dawno. Na pewno przedtem, zanim okoliczny Naród zaczął licznie przechadzać się po tamtejszych opłotkach i okolicy z kijami nordic walking i pulsometrami. Na pewno przedtem, zanim okoliczny Naród zaczął w ilości niemniej licznej, choć może niższej wiekowo, biegać po tamtejszych opłotkach i okolicy. Zapewne dawno, skoro według dzisiejszej mody każdy biega, i to w dobrym tonie, jeśli biega od dawna. Z kontekstu i kontemplacji wyrywało pół tamtejszy Naród nagle jakieś sapanie zza pleców, albo migotanie latarki czołowej z oddali. Może nawet przedtem, zanim tamtejszy Naród zaczął uprawiać liczne i majestatyczne przejażdżki rowerowe po tamtejszych opłotkach i okolicy. Pani P. zdecydowanie swoich regularnych i namiętnych spacerów z psem o tamtejszych opłotkach i okolicy nie zainicjowała pod wpływem lub dzięki motywacji tamtej części Narodu, skutkiem mody na aktywność. Wykazywała się nią wcześniej, w czasach preendomondo. Cóż? Tak się może zdarzyć, że trend wprowadza starszy przedstawiciel Narodu. Trend na regularną aktywność ruchową. Nie wiadomo że znane jej było endomondo. Zwłaszcza, że w podstawowej wersji nie posiada ono opcji - spacer z psem. No i do tego, czy miałaby go mieć przy sobie ona, czy pies? Który pies? Pani P. zatem codziennie po południu i często wieczorem robiła okrążenia po opłotkach. Kroczyła z uśmiechem oraz majestatem na twarzy i psiaczkiem przy boku. Pewnie z psiaczkiem,żeby mieć powód, pretekst i motywację, a nawet wymówkę powodu. Psiaczek oczywiście drażnił wszystkie Burki i Diany,znajdujące się za płotami na ich drodze. Rozeźlone, że komuś wolno na wolności i czy czasem nie będzie trzeba dobrodziejstwa inwentarza bronić. Dziś już nikt nie pamięta, kiedy przy nodze Pani P. pojawiły się kolejne psy. Może dlatego, że pierwszy się postarzał i nie zawsze miał ochotę na spacery. Jak młodszy już poleciał, ruszały oba. A pretekst wciąż był potrzebny. Być może nikt nie zwróciłby uwagi na Panią P., bo nie była ona ogólnie osobą rzucającą się w oczy, a regularnie spacerując po tamtejszych opłotkach i okolicy tym bardziej zespoliła się z otoczeniem, gdyby nie pewien fakt. Dosyć duży, trochę pluszowaty pies za jednym z płotów. Suka właściwie. Razu pewnego przez jakiś przypadek znalazła się poza ogrodzeniem łbem i została pogłaskana. Od tamtego momentu, zawsze gdy Pani P. przechodziła, suka przywierała cielskiem do siatki płotu, by przechodząca choćby przez takie oka ją trochę pogłaskała. Cóż? Ewidentnie każdy potrzebuje - nie tylko w bluesowej piosence - kogoś, dotyku, bliskości. Głośny cytat ze "Shreka" - "niech mnie ktoś przytuli", nie był z księżyca wzięty. Przywieranie to zwróciło uwagę tamtejszego Narodu, a potem jego przyczyna.
    Dziś już nikt nie pamięta jak i kiedy to się stało, choć oczywiście i w tym przypadku tamtejszy Naród ma swoją pamięć. Kiedy Pan P.., posiadający w dowodzie osobistym stan cywilny - żonaty, zaczął co dzień przesiadywać w tamtejszych i okolicznych barach. Może jak wszyscy, w szkole? Akurat to, odwieczna tradycja, nie tylko lokalna i lokalnych barów.Barów wiejsko opłotkowych, których zawsze było pełno. Ot, taka lokalna tradycja. Spożywczaki powstawały co rusz to inny i nie utrzymywały się. Albo raczej ich nie utrzymywał lokalny naród, nie kupując. Wiadomo, że tanieńszyzna, przywożona ze sklepów w mieście. Do tego odwieczne podziały, bo w sklepie prowadzonym przez protestantów nie kupowali katolicy. Splajtował. No to ciut potem otworzyli ci drudzy, więc z kolei nie kupowali ci pierwsi. A bar? Jaki nie powstał, ten funkcjonował i tyle funkcjonowało. Obojętnie, czy go otworzył katolik, czy luter, amisz, ten z dwoma dziurkami w nosie, ten z trzema dziurkami w nosie; bar jaki nie powstał, ten się utrzymał na lata lub do teraz. Byle była pełna kega, plastikowe stoliki i cerata. Rzeczywiście potrzeba w związku z tym latarka czołowa do biegania, żeby w bezlatarniowych obszarach móc uniknąć zderzenia z odzianym w gumioki i na czarno chwiejącym się osobnikiem, z rowerem pod pachą. Nie wiem,czy pan P.. chadzał z rowerem, chyba mało kiedy. W każdym razie zagaszczał w okolicznych barach co dzień, czasem częściej. Można by pomyśleć, że jest tam zawsze, ponieważ w bezlatarniowych ciemnościach nie było go już widać, jak wracał.

    Dziś już nikt nie pamięta, kiedy i to się zaczęło. Chociaż tutaj już swoja pamięć Narodu nic nie wniesie, nie sięga aż tak daleko. Dziś nikt już nie pamięta, kiedy pojawił się obserwator. Chyba zaraz. Zszedł z drzewa w tej samej chwili co małpa i człowiek, albo Bóg go ulepił z drugiego żebra Adama, zaraz po Ewie. Dawno, ponieważ w starożytności już był, zacnie reprezentowany przez chorus. Przetrwał przez wszystkie wieki, do dwudziestego czy dwudziestego pierwszego. Wszedł w kuriozalną pozę Big Brothera. W efekcie podkrakowski filozof musiał go uwiecznić, jako trzecią osobę w szachach. W grze będącej odwieczną emanacją walki dwóch  światów, dwóch systemów, dwóch stron. Okazało się to jednak nie życiowe. Bo w życiu jest jeszcze trzecia strona, trzecia osoba, osoba która patrzy. Dziś już nikt nie pamięta, kiedy nastąpił podział, schizofrenia jakaś, obserwatora. Jedna strona, wołająca zza szyby:

- No zwariowała ta Pani P.! Następnego psa sobie sprawia! I łazi z nimi, dziwna taka.

- A co niby ma robić, skoro jej mąż cały czas w barze przesiaduje!?

- A co ma robić ten mąż, skoro jego żona cały czas z psami chodzi?

Nie ma też zgody wewnętrznych jaźni obserwatora w innej, kluczowej kwestii:

Kto zaczął?

Komentarze

Popularne posty