Nadążyć za galopującym genderyzmem II


 Ciekawą rozmowę niedawno słyszałem w "głównościekowym" TVN. Morozowski pytał zarządzenie Urzędu Miejskiego w Warszawie, zezwalające na stosowanie żeńskich form stanowisk w tym urzędzie i instytucjach mu podlegających. Czyli np.: "konserwatorka", "inspektorka". "burmistrzyni", radczyni, pewnie wiele innych. Gośćmi, choć w kontekście takiego tematu należałoby napisać gościówami/ gościnkami i gośćmi byli: językoznawca UW prof. Katarzyna Kłosińska i red. Łukasz Warzecha. Kłosińska to profesor, więc wiadomo, każdą kwestię miała opatrzoną niedookreślnikami typu: "wielu tak uważa", "sądzę że", "jeśli ktoś woli". No a Warzecha to wiadomo. Jeśli nie wiadomo, to napiszę, że to chyba jedyny trawiony przeze mnie publicysta okołoprawicowy. Nie zgadzam się z nim wprawdzie często, ale facet ma ciekawą argumentację, nie wyziera z co drugiego akapitu że każdy, kto jest innego zdania niż on jest a priori idiotą, bywa czasami też obiektywny. Może nie w sensie takim że staje po stronie przeciwników, a raczej tak, że ruga swoich. Ma natomiast redaktor takie tendencje do stawania po jakiejś stronie bez przekonującej argumentacji, na zasadzie: no bo tak, bo ja tak uważam. Krytykując na przykład akcje Owsiaka, że dlaczego jest go tyle w telewizji. A dlaczego ma nie być? Podobnie jest z końcówkami żeńskimi, których redaktor Warzecha jest znanym przeciwnikiem. Z dwóch powodów. Po pierwsze przeciwnikiem ich jest dlatego, że to lansowanie przez lewice swoje ideologii. No straszne. A dlaczego miałaby ta lewica nie móc mieć fragmentu na ziemi? Skoro prawica może nie chcieć i tyle lar blokować, to lewica może na jakiś czas. na próbę, chyba wprowadzić? Co dalej? Łukasz Warzecha stwierdził też, że język nie lubi nienaturalności i udziwnień, a poza tym naturalnie dąży w kierunku ekonomiczności czyli łatwości stosowania. No właśnie, udziwnienia? Przypomniały mi się opinie ze studiów, wyrażane przez naukowców językoznawców, że błędem wypowiedzi jest używanie zwrotów nieadekwatnych, przesadnie udziwnionych, nie naturalnych. Rozumiałem to tak, jakbym podszedł do dźwigających cegły budowlańców i powiedział, że ich pracę darzę estymą. Dziwiła mnie wtedy ta teoria. Przypomniała mi fragment ze starej, dosyć głupiej komedii. Otóż w starożytności ówcześni poruszali się na rowerach, które to rowery zamiast kół miały kwadraty. Nie była to więc jazda, tylko takie jakby susy czynione w w chwili gdy zmieniał się bok kwadratu, na którym stał rower. Postawa Warzechy mnie dziwiła, bo była taka "nie, bo nie". Zarzutem było, że to wersja lewicowa. Dlaczego miałaby nie móc taka być, skoro może być uznawana przez Warzechę nie lewicowa? Bo żywy język wyprze takie "udziwnienia". Niech wyprze, zobaczymy, czy to faktycznie zrobi. Rozumiem, że niekorzystne jest stosowanie udziwnień, a w takim razie udziwnieniem jest wszelka nowości. Innymi słowy, gdyby zawsze wszyscy stosowali się do tego, że zmiana w języku nie ma sensu. dziś mówilibyśmy "imć pan, asani" i takie tam. Podobnie jak z tymi rowerami i kołami, świat językowy nigdy nie ruszyły do przodu, gdyby cały czas zakładać, że zmiana, to promowanie jakiejś opcji politycznej. Sprawa ma tez inne aspekty. Jednym natomiast jest pytanie, czy to samo będzie się tyczyć końcówek męskich, których dotąd nie było? No i sprawa kolejna, co zrobić teraz z niektórymi stanowiskami, które miałyby się podmieniać:

Na przykład młody mężczyzna, który zostanie sekretarką, jak go nazwiemy? Bo sekretarz, to kto inny. Sekretarek słabo brzmi, sekretarzyk tez co innego. Analogicznie, co zrobić z kobietą, która zostanie sekretarzem miasta? Sekretarka oznacza kogo innego, sekretarzowa to żona sekretarza, sekretarzyna brzmi okropnie. Zatem im dalej w las, tym drzewa trudniej nazywalne.

Mnie niezmiernie i niezmiennie bawi zdanie Moniki Olejnik z wiosny, o którym pisałem w tekście "Nadążyć za galopującym genderyzmem". Pochodziło z czasu, kiedy Małgorzata Kidawa-Błońska była jeszcze kandydatką na prezy....dentkę. Olejnik ją zapytała (ją - MKB), czy jej mąż jest gotowy pełnić rolę pierwszej damy. Oczywiście idiotyzm pierwszej wody, tak zajebisty, że trudno dostrzec jego początek, koniec, a zwłaszcza inspiracje dlań, ale faktycznie byłaby to zagwozdka, jak tego pana nazwać? Pierwszy dam, pierwszy kawaler (a nie kawaler bo mąż, choć kawaler w innym sensie), pierwszy pan?  

Komentarze

Popularne posty