Podróże Salamandrą - całkiem dyskretny urok Wielkopolski

Długo jechaliśmy minionego lata nad morze. Polskie morze. Tak długo, że - jakby to określił Piotr Żyła - uuuu, aaaa, oooo. Kilka dni. Byliśmy najpierw w Kaliszu, a potem przenosiliśmy się kołowo w inną część Wielkopolski. W sumie w popołudnie chcieliśmy zobaczyć Kórnik i Chodzież.                                                                        Kórnik, no to wiadomo. Zamek, sad i drzewa, jezioro. Chciałem zobaczyć bo pamiętałem że Szymborska się tam rodziła, chyba jej ojciec pracował w tym zamku, jako szyszka leśnicza. chyba Ryszard Krynicki pracował w słynnej tamtejszej bibliotece. Miasteczko urocze i ładne, przyznam. Nieduże, trochę mi przypominało czeskie mieściny, jak np. Nowy Jicin. Ładny zamek, kiszkowate jezioro wzdłuż centrum z promenadą i częścią rekreacyjną. Zaparkowaliśmy na głównym placu, w centrum, obok kościoła. To istotne, gdyż staliśmy tam za darmo, natomiast przed 18.00 parking koło zamku był sakramencko drogi. Nieco dalej, nad jeziorem, jest taki parking publiczny, darmowy, na którym można spać. Tylko że w lecie długo są tam ludzie. Praktyka i czas były takie, że nie mieliśmy możliwości zwiedzania zamku czy ogrodu. Ogólnie jednak wiemy, że miasteczko bardzo ładne.














Nie wiem, czy Chodzież obiektywnie jest miasteczkiem szczególnym i wartym uwagi. Dla mnie tak, gdyż stamtąd pochodziła babcia ze strony ojca, a nigdy tam wcześniej nie byłem. Wiedziałem o fabryce porcelany, jeziorach. Takim jakby zobowiązaniem rodzinnym było go zobaczyć, jednak tutaj nie do końca fortunnie poszło. Przyjechaliśmy tam pod wieczór. Myślałem, że prześpimy się vanowo niedaleko skwery nad jeziorem, a nazajutrz pozwiedzamy. Tymczasem w upatrzony  miejscu było strasznie dużo ziomalni, hałas i policja. Trochę pokrążyliśmy w poszukiwaniu alternatywy, ale ostatecznie musieliśmy wyjechać stamtąd  i ruszyliśmy na północ. Jechaliśmy jeszcze długo, by w końcu spać w jakichś odmętach leśnych, bardzo zresztą przyjemnie i cicho.   

Komentarze

Popularne posty