60 dni bez prądu - Dziennik namiotowy XXIII

04.08.2014 (poniedziałek)


Można założyć i opisać pogodową odmianę. Skwar i upał, a nie jak do tej pory upał i skwar. Jakby to powiedzieli kandydujący do mebli politycznych, zmiana priorytetów i pryncypiów.
Przed popołudniem wybraliśmy się z psem na rower. Znowu nie w pełni ściśle liczba mnoga przy tej okoliczności mi się wdała w sprawę. Wybrnąć trzeba, zatem podkreślę, że psa ewidentnie rower motywuje do szybszego biegu, dlatego może być, że oboje się na niego udaliśmy. W stronę Zgonu i myślałem, że tam dotrzemy. Trafiliśmy na jakąś kolejną z niezliczonych, drogę przez las do Starych Kiełbonek i wypróbowaliśmy ją. Nabiło nam przy tym kilometrów więc na tym skwarze postanowiłem psa nie maltretować. Mimo to i z głupia frant wpadliśmy w jakąś ścieżkę, która kończyła się polaną. Na polanie zwyczajność, ale nad polaną..... spłoszyliśmy sześciosztukowe stado czapli. Zaczęły krążyć nad nami i skrzeczeć.Piękny widok. Potem wracaliśmy do głównej leśnej drogi i jedno ptaszysko najpierw długo szło tuż przed nami, po czym poderwało się do góry tuż przed przejeżdżającym nagle i nie wiadomo skąd busem dostawczym.
Wracając skręciliśmy jeszcze popływać na taką pobliską nam i odkrytą niedawno plażę. Nie dawno, jak nie dawno. Wiedzieliśmy właściwie od zawsze że tam jest, ale nie wiedzieliśmy, że ma takie walory. Odwrócona inaczej niż nasz brzeg, na południe i płytsza. Przez woda wydaje się znacznie cieplejsza, mimo iż przez upały i tak wydaje się jak w krytym basenie. No i psu się lepiej w płyciźnie tapla. Popływaliśmy sobie trochę w zupełnej samotności.

Teraz żałuję dwóch rzeczy, jakie można było tutaj robić lub zrobić, na początku lub od początku.
  1. Fotografię co dziennie dokładnie tego samego miejsca.
  2. Wzorem Prania Obwoźną Bibliotekę. Z czystej ciekawości zawodowej i socjologicznej ile to razy przez 2 miesiące będzie otwierana. Pewnie często, skoro darmowa.
    Wieczorem znowu bule z sąsiadkami,choć w lekko większym gronie, grał też „pan od mańki”. „Staroobrzędowcy” natomiast za punkt honoru obrali sobie, że nie będą grać. No i trzeba im przyznać, że są bardzo honorowi. Panie bardzo chętnie grają, ale - co ciekawe – żeby się wciągały w szerszą zabawę czy integrację, to zupełnie nie. Zaczęło nam brakować tablicy wyników. Męczyło mnie już wieczne pamiętanie rezultatów wszystkich i wszystkim. Beata ją zmajstrowała malując markerem na kartonie na owoce. Klamerek do niej oczywiście był dostatniej, na brak sznurków zaopatrzeni we wszystko namiotowcy też nie narzekają. Śmialiśmy się, żeby ją powiesić na tabliczce „WC”, ale za daleko byłoby chodzić.
Wieczorem nadeszła burza i deszcz. Nie wiem czemu akurat dzisiaj, ale skojarzyliśmy, że już od dawna nie budzi nas o świcie śpiew ptaków i nie słyszymy bardzo odległej drogi w nocy. Pewnie jedno i drugie nie zaprzestało aktywności, tylko uszy się nam przyzwyczaiły.

05.08.2014 (wtorek)

W końcu trochę chłodniejsze rano. Bez kawy pomostowej. Skoro tak, pojechałem do Piecek, między innymi wymienić dętkę w rowerze. Od wielu dni nie jeździłem dłuższych tras, ale dwa razy się zdarzyło, że pompowałem jednego dnia rano przednie koło, stało w miejscu, na drugi dzień rano doszczętna i doimentna flaka. Pierwsze skojarzenie miałem, że ktoś wypuścił złośliwie, ale jakoś trudno mi było wyobrazić sobie technicznie taką sytuację. Z kolei nie grało mi to, że jak jeździłem z psem, wówczas to powietrze powinno byłoby zejść od razu, tymczasem tak się nie działo. Może dobrze, bo ten rower jakiś taki że hula świetnie i nic się w nim nie psuje ani nie zużywa, trochę już głupio tak bez napraw. Pojechałem do serwisu, gdzie początkiem pobytu Beata załatwiała śrubę do koła, mówiła że sensowni ludzie. Serwisant z Piecek okazał się młodym chłopakiem z przyklejonym „spoko” do ust. Wszystko było spoko, z niczym nie było problemu. Budujące. Wziął koło na warsztat i po jakimś czasie wrócił, mówiąc że w fachowych badaniach (pewnie klasyczne H2O i ewentualne pęcherzyki powietrza w niej) nie widać żeby coś uchodziło. Oczywiście jak chcę bardzo, on mi może wymienić, spoko, ale po co? Faktycznie. Zapytałem więc co to. Powtórzył teorię o spuszczeniu przez kogoś, ale nie bardzo miałem typu. „To może Pan trzymał go na słońcu?”. Tak trzymałem. Że podobno przez to mogło uciec. Zapytałem chłopaka jaki to ma związek, na co ten się uśmiał ze słowami, że od tego są mądrzejsi. No to spoko, ma prawo tak mniemać. Napompował, pozakładał i poprzykręcał. Pytam więc ile się należy. „Spoko, tam pan na piwo i będzie”. Też mi taryfikator na A.D. 2014. Ale rzeczywiście fajny chłopak. Ale jeszcze dwa słowa na temat "spoko". To wyraz, skrótowiec i właściwie zgrubienie stworzone na potrzeby filmu "Kingsajz". Nie do końca wiem co z filmem, ale w poezji wprowadzenie nowego słowa w obieg, to wyraz największego kunsztu i sukcesu. A spoko karierę zrobiło i robi wielką. Trochę mnie zatem wkurzyło, jak w jakimś filmie o latach 50-tych używali słowa "spoko".

Przed Biedronką ustąpił drogi mojemu wehikułowi poseł Rozenek. Do tej samej Biedronki zajechał autokar babć, które momentalnie i w tempie prawie sprinterskim zaatakowały sklep. Sceny były jak z głupawych komedii. Potem, idąc chodnikiem w tych Pieckach, zobaczyłem jakiegoś znajomo wyglądającego chłopa. Jakby znajomość sprzed lat. Pociągał nogami, firmowa koszulka ale z napisem AC/DC, obrośnięty. Usłyszałem jakiś zapomniany dawno język, coś w stylu:
- To je nemożne!
Czesi. Faktycznie, czeskie rejestracje. Przypomniałem sobie, że na FB anonsowali otwarcie nowej hali hokejowej w Trzyńcu na wrzesień. Miało to być w jakiejś bardzo odległej przyszłości, bo najpierw Mazury. Tymczasem to już za chwilę będzie. Leci ten rok.
Z powrotem pojechałem sobie mocno dookoła, korzystając ze starej – nowej dętki. Przez wsie. Konkretne wsie. Tak wsiowe, jak naprawdę mało kiedy nawet tutaj. Skutkiem głównie upału waliło zewsząd niemiłosiernie. Zewsząd i wszystkim. Wsią, padliną, odchodami.
Aaaa, no, zapolowaliśmy dzisiaj w końcu z psem na kaczki. Pływały przy brzegu. Udało mi się je jeszcze bardziej zagonić do niego. Pies wyczuł emocje i puścił się za kaczkami do wody. Przez grążele, jak ten w „Nocach i dniach”. Wyczuł emocje i płynął mimo nadchodzącej burzy i grzmotów.

06.08.2014 (środa)

Nadszedł lekko dżdżysty dzień, który kolejny raz pokazał nasze szczęście do pogody i to, że przy innej nasza organizacja codziennego życia namiotowego i humory znacznie by ucierpiały. Wieczorem znowu bule z paniami, które przyszły mimo mokrego podłoża.





Komentarze

Popularne posty