Podróże Salamandrą – strachu naszego codziennego



Trafiliśmy ostatnio na urokliwe miejsce nad słowacką rzeką. Nie była to głusza, ale samo miejsce bezludne. W zasadzie wbiliśmy się tam w piątek niewiele przed zmrokiem i na tamten moment nie wiele jeszcze wiedzieliśmy na temat tego, z czym to miejsce kojarzyć. Pies wiedział coś więcej. Jak tylko zapadł zmrok, zaczął się zachowywać, jakby ktoś miał nadejść. Wypatrywał, szczekał w „oddal” trochę zadziornie, trochę ze strachu.

Trudno, co mu poradzimy? Nikt nie przyszedł. A Piksel dalej szczeka i szczeka. W pewnym momencie coś dziwnego mi mignęło w kącie oka i w kierunku, w którym pies szczekał. Ciemno prawie jak w żici, zamarlim, wypatrujemy. Nagle widzę światło w krzakach. Piksel zaczął szczekać coraz bardziej, bo światło się bardziej, że tak nieco umownie napiszę, zmaterializowało, wychylając się zza krzaków. Ubaw miałem, bo to był robaczek świętojański. Zaraz sobie przypomniałem, że na naszego spaniela jakoś specyficznie działają świetliki i wydziera się na nie. Taka ciekawostka, bo nie ruszają go inne światła, tylko zadki świetlików i latarki czołówki.

Uśmialiśmy się z tego i tak uhahani poszliśmy spać. Wstaliśmy rano. Jak się okazało, tylko my, czyli ja i Pańcia Piksela. Pies nie wstawał. Albo raczej, nie wychodził z auta. Czegoś się bał, i to bał jak mało kiedy. Po długim czasie, z podwiniętym ogonem, jakoś wyszedł. Nie dowiedzieliśmy się, o co poszło. Nie powiedział nam. Czy jakiś misio tam chadzał, czy wilki? A może te świetliki? Ludzie mają swoje szczepionki, żydów, masonów, cyklistów, płaska ziemię, technologię 5G, Bukę z „Doliny Muminków” (przede wszystkim Bukę); pies ma świetliki.



Przypomniało mi to historię, jak przełomem lat 70/80 byliśmy w NRD. Jako kilkulatek chodziłem z niemniej podkulonym ogonem, niż nasz pies w weekend. Zdziwiony pytałem się rodziny, czy się nie boją, bo przecież to są Niemcy? Informacje i opinie czerpałem głównie z serialu „Czterej pancerni”, oni nie tylko.


Komentarze

Popularne posty