Pechowcy roku


Na zdjęciu oczywiście Piotr Gliński, chyba jednak mój faworyt. Foto: Piotr Gliński strona FB

  Takie zestawienie będzie oczywiście subiektywne. Nie tylko zresztą dlatego, że grubej selekcji dokonuje jedna osoba, ale też bazuje ona siłą rzeczy na zdarzeniach niedawnych. Chyba, albo po prostu tak się podziało, że koniec mijającego roku obfitował s pecha, gdyż większość zdarzeń pochodzi z końcowych miesięcy 2019 roku.
Pechowcy, ci, których w życiu publicznym dopadł pech. Którzy zrobili co powinni, a jednak los sprawił, że nie wyszło dobrze. Kilka osób i sytuacji zapamiętałem, przedstawiam w przypadkowej kolejności.

Polityka

  Nie może tutaj zabraknąć ministra kultury i wicepremiera Piotra Glińskiego, który kiedyś publicznie, w programie Moniki Olejnik, przyznał się, że nie przeczytał żadnej książki Olgi Tokarczuk. Ponownie nadmieniam swoje zdanie. Przyznam, że być może minister kultury nie powinien takich rzeczy mówić, acz ja nie uważam za nic zdrożnego takie nieprzeczytanie jednego i konkretnego autora. Widziałem ten wywiad w całości i myślę, jako antypisowiec zresztą, że ta kwestia została niekorzystnie wyjęta z kontekstu. Niby zdanie i myśl są konkretne, zamknięte, ale w rozmowie istniała pewna atmosfera, której cytat nie przeniósł. W wywiadzie Gliński wielokrotnie wypowiedział się na temat Tokarczuk i jej twórczości pozytywnie. Wyjęto jednak zdania, które stawiają go w złym świetle. Pechowcem nie jest jednak dlatego, że go przeciwnicy tym wyimkiem rozwałkowali. Raczej dlatego, że dosłownie 3 dni później świat obiegła informacja o Noblu dla Olgi Tokarczuk.
W tym rozdziale nie sposób nie wspomnieć o słynnych pechowych posłankach i niemniej słynnych pechowcach posłach, choć równie kiepską sławą okrytych, którzy nie dotarli na głosowanie sejmowe, mogące choćby doraźnie zaniechać procedowania ustawy dyscyplinujących sędziów przez Sejm. Zapewne każde z nich z osobna miało jakieś wytłumaczenie, czy też ważną przyczynę, może i zgodną z prawem pracy, która spowodowała, że na te obrady nie dotarli. Jednocześnie jednak pech spowodował, że poszło o głosowanie w tak specyficznym kontekście, że te absencje wyszły wybitnie chujowo i powinny być zapamiętane na długi czas.

Okolica

Dwie pechowe nader sytuacje przytrafiły się w mojej okolicy w ostatnim czasie. Myślę, że za pechowca można uznać panią burmistrz Cieszyna, Gabrielę Staszkiewicz. Ponad rok temu podjęła chwalebną decyzję o tym, że na imprezach organizowanych przez miasto, głównie w Sylwestra rzecz jasna, nie będą przez organizatorów puszczane petardy i sztuczne ognie. Według mnie chwalebną oczywiście. Nie chodzi tylko o los zwierząt, ale generalnie race i ognie uważam za obyczaj plebejski, na poziomie Zenka Martyniuka albo i niżej. Pech polegał na tym, że i owszem, w Cieszynie był zakaz, ale pokaz ogni postanowili zrobić Czesi w Czeskim Cieszynie i to nad brzegiem Olzy, czyli tuż przy granicy, zatem jakby w Polsce praktycznie. Czytając o tym przypomniał mi się kawał z podstawówki. Trzej murzyni złapali złotą rybkę, W zamian za wypuszczenie obiecała spełnić życzenie każdego z nich. Pierwszy murzyn: chcę być biały. Drugi murzyn: chcę być biały. Trzeci murzyn: chcę żeby oni byli czarni.
Na domiar złego dla Gabrieli Staszkiewicz trochę wcześniej portal cieszy.pl zaproponował ankietę, z której wynikło, że ludzie znad Olzy bardziej chcą petard niż ich nie chcą, a zaplanowany zamiast nich taniec dronów się nie udał.
Pechowcem, w ostatnich dniach roku, okazał się jakiś facet z miasta w którym mieszkam, czyli Żywca. Znalazł on mianowicie w kieszeni nabytej świeżo w lumpeksie katany jakąś grubą forsę, określaną jako znaczącą ilość gotówki lub wręcz fortunę. Pech w tym, że dobrowolnie i w te pędy zaniósł ją na Policję.

Sport

Dwie historyjki jeszcze z tej dziedziny zaproponuję. W zasadzie z jednej dyscypliny. Za pechowca uznałbym Kamila Stocha, przy pełnej świadomości tego, że. Generalnie ma on farta. Pecha miał na mistrzostwach świata poprzedniej zimy. Zajął drugie miejsce na średniej skoczni, będąc po pierwszej serii na 18 miejscu. Niefart, bo wyprzedził go Kubacki, nie liderujący po pierwszej, a będący już mega w ogonie, bo na 29 miejscu.
Ostatni babol to też skoki właściwie to nie zawodnik, a kibic. Nie dosyć że w nocy fest dostał w baniak albo plasnął łbem na asfalt, to jeszcze go potem długie minuty kamera z takim fejsem pokazywała.



Komentarze

Popularne posty