Dziwne słowo o odkladaniu


  Zapamiętałem pewien wieczór jesienny lub zimowy na krakowskim Rynku Głównym, taki sprzed lekko 20 lat. Poprawię się, bardziej to była noc albo wczesne rano. Dosłownie podchmielony smuciłem komuś w tym temacie, jak to powinienem się czuć, albo wręcz dosłownie i dokładnie czuję, szczęśliwy i wolny. Dlaczego? Bo mogę za chwilę iść do domu bądź nie, jak rano zaśpię trochę do pracy to tragedii nie będzie, do pracy którą bardzo lubię. Potem w ciągu dnia przez większość czasu będę robił rzeczy które lubię i o którym poświęcaniu się sam zadecyduję. Po chwili, trochę pewnie pijacko się śmiejąc, chwyciłem się za głowę i dodałem, iż najbardziej świadczącym o wolności i szczęściu jest to, że prawie wszystko co robię, mogę zrobić jutro. Tak, jutro.
   Pamiętam swoje dawne terminarze. Poniedziałek: umówić, się do dentysty; wtorek: umówić się do dentysty i przy tym strzałka na środę, czwartek: może jednak umówisz dentystę, piątek: zadzwoń że do tego cholernego dentysty. Tak, tak było kiedyś.
  W ostatnich dniach na stronie fejsbukowej z Miodkiem w nazwie omawiali taki nietypowy czasownik, jak "jutrać". Jutranie podobnież oznaczało kiedyś, w staropolszczyźnie, odkładanie czegoś na jutro. To słowo niby zostało wyparte kulturowo i zanikło kilkaset lat temu. Mnie też jakoś zanikło, choć obiecałem sobie jutrać jego stosowanie. Zanikło, ale przypomniałem sobie dawne zapisy w terminarzu i świadomość że jest się w przypadku jutrania wolnym lub szczęśliwym. Po 20 latach już się mniej chętnie jutra. To już będzie dzień później. 

Komentarze

Popularne posty