Slow refueling i smakowanie życia

Podjechaliśmy niedawno na stację benzynową. W wiadomy, oczywistym i merytorycznym celu. Zatankować gaz. Lekko się wnerwiłem, bo jakieś auto wjechało tuż przed nami na na stanowisko. Wnerwiłem się, bo dzień ucieka, czas zapieprza coraz bardziej, a tu jakiś strucel się mi wbił. Strucel jak sztrucel, ale przyznać muszę, że niezależnie od rocznika wyglądał nieźle. Wysiadł oczywiście jakiś gówniarz. Za głowę się złapałem, ile to potrwa, jak widziałem z jakim namaszczeniem schylał się do korka i odkręcał: jeden obrót dekla, drugi obrót dekla.... co będzie dalej? 
Zagadaliśmy się, nagle patrzę, a chłopaka nie ma. Za moment szedł z budynku stacji, wsiadł i pojechał. Podjechałem więc ja do tego z reguły zepsutego słupa zwanego dystrybutorem. Parsknąłem śmiechem, jak zobaczyłem ile koleś wlał do tego baku. Istne szaleństwo: 1,7 litra gazu, za jakieś 3,8 złocisza. Śmiać mi się chciało, ale nie mogłem, bo trzeba było proces tankowniczy uruchamiać. Za mną już stali, a ja tu: jeden obrót korka, drugi obrót korka....
Nadrobiłem potem, śmiejąc się po drodze do domu. Że też się chłopakowi chciało zjeżdżać na stację, odkręcać ten korek, robić te wszystkie śmieszne ruchy, a przede wszystkim wygaszać jak gimnazja silnik i ponownie go uruchamiać dla kilku kieliszków? 
Z drugiej strony, to obliczyłem, że 15 – 18 km na tej ilości przejedzie. Może tyle potrzebuje żeby wrócić do domu, a potem auto tacie oddaje? Przypomniało mi się, jak za nastoletniego wieku się podkradało samochód rodzicowi, pojeździwszy dolewało benzynę, a potem jeszcze w te i nazad apiać po dzielni jeździło, żeby wskazówka poziomu paliwa się zgadzała. Może właśnie 1,7 brakowało smarkowi, żeby się tata nie jorgnął? Ciekawe jednak co by zrobił, gdyby wiedział, że po jego zagraniu ktoś się będzie nad taką pierdołą kwadrans zastanawiał? Ale z jakim dostojeństwem ten korek odkręcał?

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty