Rumunia IV - plaża Vadu


Rumuńska plaża Vadu jest bardzo popularnym miejscem zarówno realnym, na wybrzeżu Morza Czarnego, jak i wirtualnym, bo wiele informacji o nim można znaleźć w polskim internecie. Przede wszystkim wiarygodnym i prawdziwym, choć trafia się kilka półprawd, czyli informacji lub opinii nie zawsze potwierdzanych przez fakty. Jakie są moje opinie i jakie były fakty, zastane podczas naszego ponad tygodniowego pobytu, referuję poniżej.
Vadu jest piękną plażą nieco „hipisowską”, dla osób lubiących natural, czyli bez specjalnej infrastruktury turystycznej. W praktyce więc można pojazdem lub namiotem ulokować się prawie że dosłownie w widzie i żyć cały czas na plaży, jak na filmie „Ostatni dzień lata”. Nie ma hoteli i parasoli, jak prawdopodobnie jest w pobliskiej Mamai.





Nie zawsze jest tak, jak tutaj kiedyś padło, że na plaży Vadu nie ma ludzi. W bardziej szczytowych momentach sezonu bywa ich całkiem dużo. Pomimo pozornego zaludnienia, a wręcz tłoku, wszyscy się mieszczą i to jest najważniejsze. Każdy się jeszcze zmieści czy to kamperem, czy to vanem, czy namiotem. 



Drugie co najważniejsze to, że z niczym tam nie ma problemów, Rumunom nic nie przeszkadza. Oczywiście może nie przeszkadza im dlatego, że nie znaliśmy ich języka i ewentualne anse nie docierały, ale na jedno wychodzi.
Mitem jest też temat rzekomej wody słodkiej w pobliskiej knajpie, którą rzekomo można oddać. Może i można, ale nie w dowolnej ilości i nie na pewno. My braliśmy wielokrotnie spod cerkwi w Vadu.

Mitem pozostaje temat opłaty klimatycznej, którą uiszcza się rzekomo gdzieś przy wjeździe. Jeśli nawet, nie uczyniliśmy tego. Vadu jest więc piękną plażą, z darmowymi miejscami postoju, bez cienia cienia. Po jednej stronie, na prawo od mierzejki, jest płyciej, plaża szersza i płycizna w morzu dłużej. Na lewo od cypla głębiej w morzu, plaża pełna muszelek a ładniej na inny sposób. No i plaża nudystów właśnie w tej drugiej części jest.







Rozbijać się można gdzie bądź. Co kilkadziesiąt metrów wbita jest tabliczka z numerem telefonu do „tractori”. Z pobliskiej knajpy przyjeżdża jeep albo traktor i wyciąga auto biwakowicza, zakopane w piachu. Czasem robią to też sąsiedzi, bo Rumuni bardzo uczynni. 

Nie doświadczyliśmy też cienia groźby kradzieży czegoś. Pewnego razu wręcz pojechaliśmy na większe zakupy do Mamai i zostawiliśmy sporo porozrzucanego mienia, żeby nikt nie wjechał na nasze miejsce. Po powrocie, kilka godzin później, nie tylko że wszystko było, ale i nieruszone. 
Rzecz jasna są też minusy i uciążliwości. Należy mieć własny cień,



 a po zmroku trzeba coś poradzić na komary, gdyż jest ich bardzo dużo. Główny minus jednak, który może się przytrafić ale nie musi, to namiętność Rumunów, jaką są „agregatori”. Bardzo lubią oni mianowicie mieć ze sobą agregat prądotwórczy, który pracuje całą dobę, częstując sąsiadów – nawet tych dalszych – jednostajnym, głośnym warkotem.
Co poza tym? Pobytowi na plaży w Vadu towarzyszą często takie ciekawostki, jak: ciekawa fauna, sąsiedztwo poligonu, okolica prawie Czarnobyla, czy estetyczno-erotyczna sceneria. O tym już w niebawem, w następnych odcinkach. Zapraszam. Na razie jeszcze kilka zdjęć. I namiary GPS.

44°26'40.5"N 28°46'49.2"E









Komentarze

  1. Kto by pomyślał, że w Rumunii można spotkać takie ładne. Można się tam poczuć jak na Karaibach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty