Rumunia XI - spotkanie w Padis


   W czasie pobytu w Apuseni, czyli chwilowo i stacjonarnie na przełęczy nad Padis przydarzyła nam się jeszcze jedna, ciekawa przygoda, właściwie to kontakt z autochtonem. Pasterzem, który mieszkał trochę poniżej, tuż za ostatnim zakrętem. Przechadzał koło nas co najmniej dwa razy dziennie, przepędzając konie i owce. Coś tam sobie zawsze pomachaliśmy, zawołaliśmy jakieś ok. 



Drugiego dnia po południu pan z Padis przystanął przy mas na dłużej. Bardzo był nas ciekawy i niemniej rozmowny. Tyle, że po angielsku czaił tylko: "ok" i "supeer", a z kolei my po rumuńsku pojedyncze słowa. Chyba, że zdążyłem, to posiłkowaliśmy się transaltorem google. Spotkanie specyficzne, bowiem pasterz, sympatyczny gość i bez urazy mu, był człowiekiem z tamtych gór. Zaraz i gołym okiem było widać, że niewiele zna świata oprócz Padis. Wykazywał szczere zafascynowanie naszym domem na kółkach. 
Gorzej trochę było, jak zapytał, ile takie kosztuje. Myślę sobie, że chyba trzeba zaniżyć, skorośmy z dala od cywilizacji. Wypytywał gdzie i jak śpimy. A gdzie śpi pies? Pokazaliśmy gdzie i jak, wcześniej oczywiście zademonstrowaliśmy, jak się łóżko odsuwa i wszelkie ewentualne inne czary jak ziszczają. 



Co do psa Piksela, to autochton się jakoś wyjątkowo zainteresował i pytał, czy pies jest "libero"? Palnąłem że tak, choć do dziś nie wiem, czy pytał się czy pies żyje wolno, albo czy to pies obronny? No, trochę obronny jest, na wyjazdach też żyje raczej wolno. Śpi, jak to mówimy, na dolnym pokładzie czyli pod łóżkiem, ale jak się na dzień łóżko złoży, cały lokal jego. Libero Piksel też jest, ale i podporządkowany. Szybko się nauczył, jak z lokalnymi psami pilnować, żeby konie chadzały tam, gdzie mają chadzać.
   Pasterzowi bardzo się podobał kosz zrobiony przez Beatę, więc mu go dała. Dodał wprawdzie, że przydałyby się jeszcze uszy, ale wyraźnie był zadowolony. Za to dostaliśmy woreczek kurek, grzybów. Trochę jak przed wiekami. Pożegnaliśmy się na dziś i podpierając się długim kijem poszedł do siebie.

   Pasterz poszedł, ale zostały jego dwa duże psy pasterskie. Ewidentnie nas pilnowały. W tym przypadku również do dziś nie wiem czy te psy, które zrobiły nam wartę na awangardzie i ariergardzie, pilnowały żebyśmy nie zrobili nic ich stadu, czy też wzięły nas już za stado i pilnowały naszego bezpieczeństwa. Myślę, że to drugie. Szczególnie, że nadeszła noc.
Ciemno już było oczywiście, ale jakoś sen nie nadchodził. Nastawiłem się na czuwanie, bo podejrzanie przyjechało w tą głusz jakieś auto i stanęło niedaleko nas. Generalnie się nie stracham i nie miewamy jakichś niebezpiecznych przygód sypiając w aucie, ale w tym przypadku coś mnie niepokoiło. Może to, że ten samochód stał tam kilkadziesiąt minut i cały czas na włączonym silniku. W międzyczasie jakieś inne auto przejechało drogą i zdziwiłem się, dlaczego nagle zrobiło jakiś dziwny slalom. W końcu to co długo stał, odjechało. Zanim ruszyło, zablindowało bardziej światłami. Zobaczyłem, że między nami leży majestatycznie ten groźniejszy pies. Rano dostały karmę od Piksela.  




   

Komentarze

Popularne posty