Podróże Salamandrą - idzie na burzę


Pozostaliśmy na godnym parkingu w Piaskach, który opisywałem poprzednio. Pozostaliśmy w sensie ogólnym, ale i bardziej szczególnym. Omawianego w tej chwili dnia jakoś się nam nie spieszyło na plażę. Fajna jest, ale jakoś tak nam dobrze było pośród drzew, a każda kolejna kawa była jeszcze smaczniejsza. Do tego morza szum, ptaków śpiew, wiadomo jak jest. Tak mamy. A ja tak mam od zawsze. Zapamiętałem że kiedyś oboje z sąsiadką lubiliśmy chodzić w góry. Osobno. Różnica polegała na tym, że jak ja wychodziłem w te góry, to ona już wracała. Ale oboje zdążyliśmy.
Tak więc siedliśmy sobie w swoim ustronnym parkingowym miejscu zabrali za obserwacje socjologiczne. Czyli za podróże. Od 4 lat co najmniej uważam bowiem, że dla geografii i krajobrazu my podróżujemy, a dla socjologii podróże odbywają się dookoła nas. A jednak to i to podróże. Oczywiście, nie ma sensu podroż socjologiczna we własnej dzielni, bo to plagiat nad plagiaty i wtórność do pierdyliona. Żeby odbywać podróż bierną, trzeba się najpierw przemieścić czynnie w inne miejsce. Do tego potrzebne jest fajne auto, jeśli kamperowe, to tym bardziej.
Siedliśmy, a przed nami rozgrywał się spektakl z dużą rotacją aktorów. Przyjeżdżali i parkowali ci, którzy stacjonarnie były gdzieś pewnie na kwaterach. W Piaskach lub Krynicy Morskiej. Ale byli tacy z dalsza, z Nowego Dworu Gd., Gdańska czy Elbląga. Nawet Czesi byli, Niemcy, Włosi i o dziwo Litwini. Jak na głupiej amerykańskiej komedii. Biegli na tą plażę, żeby skorzystać ze słońca jednego z najcieplejszych dni w roku. Rzeczywiście było słonecznie i upalnie. Nie wiadomo gdzie było właściwiej być. Na plaży, czy pośród cienia drzew.
Wakacjowicze dumnie kroczyli nad brzeg. Prawie wszyscy w modnych strojach i z modnymi atrybutami. Szczególnie ubawiło mnie, ilu z nich miało takie same dokładnie dmuchane aligatory.
Zdziwiły mnie jeszcze dwie obserwacje, dotyczące młodych ludzi. Może nie tyle zdziwiły, bo dziwić nie powinny gdyż potwierdzają znane ostatnio teorie, co raczej wyłowiłem je. Pierwsza: młodzieńcy w obuwiu – japonkach, wielu ich w takich szło. Czasy się zmieniają. Za moich zakładanie japonek było mega obciachem, to raz. Dwa, że były bardzo niepraktyczne. Nie dało się w nich spontanicznie grać w piłkę, ciężko było w nich uciekać, toczyć uliczne potyczki, czy też nieregularnym krokiem wałęsać pod wpływem. Dziś nie byłoby tych dylematów. W piłkę młodzież gra regularnie, na specjalnych boiskach i w specjalnych butach podwożona przez rodziców, potyczek mniej bo można się spocić, zamiast szlajania jest taksówka.
Zauważyliśmy też, że ludzie potrzebują strasznie dużo gadżetów. Im młodszy pesel, tym wygodniejsze sposoby przenoszenia i obsługi tych gadżetów. Generalnie im młodszy pesel, tym wygodniej.
Degustowaliśmy kolejną tego dnia kawę. Mgło się zrobić około 12.00 – 13.00. Rzecz jasna samo się nie zrobiło,my swoim bezpośpiechem się przyczyniliśmy. Świeciło nad nami piękne słońce, a jednak dookoła nas zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Zaczęło się pojawiać od strony morza coraz więcej ludzi, głównie młodych. Po jakimś czasie było ich jeszcze więcej. Przybiegli, odpalali auta o odjeżdżali. Zastanawiałem się,co jest, czego my nie wiemy. Litwa na nas napadła, darmowe japonki w Lidlu sprzedają, Krychowiak w męskiej koszuli rozdaje autografy, czy może trzech uchodźców na pontonie z Kaliningradu płynie? Ja to zwłaszcza miałem poczucie trwogi, bowiem od dawna pobyt na plaży kojarzy mi się z filmem „Ostatni zień lata” i przelatującymi nad głową samolotami. Popatrzyłem nad głowę. Nie ma bombowców ni myśliwców, leciutkie chmurki gdzieś na horyzoncie. Pędził jakiś młodzian ze smartfonem w jednej ręce o dzieckiem w drugiej. Pytamy co jest:
- Radio Gdańsk podało o załamaniu pogody.
Dopędził do samochodu,zadekował swojego brzdąca, za chwilę jego nadobna zrobiła to samo i popędzili drogą przez las. Pewnie po to, żeby zdążyć, zanim załamanie pogody zwali wszystkie drzewa w okolicy i uczyni przejazd niemożliwym. No bo tak jest, że w naszym kraju trochę drzew się w ciągu roku łamie i ginie kilkanaście osób od tego w ciągu roku. I w związku właśnie z tym, prawie wszyscy jednodniowi parkingowicze, w poszukiwaniu lepszego, albo wręcz idealnego świata, popędzili gdzieś opuszczając nasze miejsce. Owszem, słońce zaszło, zrobiło się wietrzno. Jakaś kropla spadła. Co robić dalej? Postanowiliśmy jednak iść na plażę. Beata mnie uświadomiła, że to najlepsza pora. Rzeczywiście. Nawet jeśli coś spadło, to w tamtych realiach nie miało to znaczenia. Ludzi na plaży było jeszcze mniej niż pisałem ostatnio, w zasadzie tylko my i pan od kręgosłupów łososi. Woda w morzu przeciepła,krajobraz wspaniałe. Godne wrażenia.








 Zgodne z RODO. Właściciele stóp i łap zgodzili się na upublicznienie.




Komentarze

Popularne posty