Podróże Salamandrą - Bobrov 2, przygraniczne przesłyszenia


Opisywałem już uroki słowackiego Bobrova i pewnego miejsca. Podczas pobytu tam, wydarzyło się jeszcze coś ciekawego, co nasunęło konkretne skojarzenia.
Przypomniała mi się przygoda siostry z dosyć dawnych czasów, chyba nawet poprzedniej epoki. Byli w Pradze spali w schronisku młodzieżowym. Poszli do miasta i jak wrócili, nie było pościeli. Pobiegli do kierowniczki i kolega siostry marudził, „sczesczając” trochę:
-Pani, „postel” nam zajebali.
-Ne może byt, jak postel?
Pobiegła tam z nim. Weszli, pani zaprezentowała westchnienie ulgi, pokazała na łózko i powiedziała coś, co po polsku brzmiałoby mniej więcej jak:
-No, przecież jest łóżko?
Rzeczywiście, łóżko było, pościeli nie. Okazało się, że po czesku postel oznacza łóżko. Sprawa mi się troszkę przypomniała po wielu latach. Podczas weekendowego pobytu w Bobrowie i nad Jez. Orawskim wydarzyło się coś podobnego. Po przyjeździe zobaczyliśmy nad brzegiem jakąś jakby starą kanapę. Śmialiśmy się, że pewnie lokalsi przychodzą przed zmrokiem sobie posiedzieć. Przedzmrokiem przypłynęła motorówką młoda para. Ona wysiadła, on odpłynął gdzieś, a za chwilę wrócił lądem. Powiedzieli nam, że ta kanapa, to taki ich prototyp machiny pływającej. Rzeczywiście stała na jakiejś płycie OSB jakby. Wzięli z krzaków taką długą tyczkę i odpłynęli na tej platformie.
Nadszedł drugi dzień. Na tym samym miejscu stacjonował słowacki artysta, taki malarz, co się zowie, co nawet wystawę miał w żywieckim Klubie Śrubka, Slavko Slivka. W leciutką sztamę weszliśmy. Przechodził koło nas, zagadując i przesuwając z ziemi nasz koc. Zapytał przy tym o właściciel prototypu. Czy byli wieczorem i zabrali…. Padło słowo postel. Widząc, że Beata patrzy na nasz koc w jego ręce i otwiera usta, poprosiłem:
- Nie wchodź w ten temat, nie odkręcimy go potem przez 5 minut.




Komentarze

Popularne posty