Podróże Salamandrą. Ten region Czech nie na „easy rider”


Wybraliśmy się za południową granicę, ale nie jak zwykle ostatnio na Słowację, a do Czech. Na południowe krańce morawsko-śląskie, może Valasske Mezirici. Powłóczyć się i kimnąć w aucie, w fajnym miejscu. Przez cieszyńską noc muzeów pierwszego dnia wyjeżdżaliśmy późno. W związku z tym postawiliśmy na znana sobie i dawno temu stosowaną opcję, czyli nocleg w bardzo szczerym polu, z widokiem na wzgórze z zamkiem Hukvaldy. Przyjechaliśmy, sprawdzone, nic się nie zmieniło. Miejsce vis a vis źródełka, z dzwonami rurowymi. Może trochę blisko drogi, ale nocą niezbyt ruchliwej. Za to przebudzenie o 5 i widok na zamek, bezcenne.
Nazajutrz spacerki po okolicznych pagórkach. Warto tam na noc zjechać z drogi i się zatrzymać.





Pocieszyliśmy się okolicą do popołudnia, potem pojechaliśmy dalej. Owszem, w Stramberku byliśmy już wiele razy, w tym i z noclegami w hostelach. Teraz nam przyszło na myśl zanocować samochodowo z widokiem na to czadowe miasteczko. No i kupa. Okazało się, że w międzyczasie wprowadzili strefę zakazu parkowania w miejscach innych niż wyznaczone. Tych wyznaczonych jest mało i do tego płatne, co nas nie interesuje. Można było stanąć dopiero pod centrum, ale znacząco pod, albo zupełnie na dole, przy drodze z Koprivnic, obok myjni. Odpadało. Co zrobić? Pojechaliśmy dalej, szukać fajnego spanka. Frensztaty, Frydlanty, Trojanovice. Okazało się to nieproste, a region nieprzychylny takiego typu turystyce. Wszędzie „soukromny pozamok” (własność prywatna), albo duże zagęszczenie. Nawet żadnych parkingów leśnych. Zupełnie co innego jest na Słowacji. Myślę, że to kwestia praw własnościowych. Na Słowacji wiele gruntów jest „kołchozowych” czy państwowych, a więc dla wszystkich i można wręcz gdzie bądź się ulokować. W Czechach, przez które teraz przejeżdżaliśmy: prywatne, prywatne, prywatne. Trochę mnie to zdziwiło, bo przecież to Czesi mają opinię hippiesów i luzaków. Tymczasem wygląda na to, że albo płacisz nam za hoteliki i „pensjony”, których tam było multum, albo siedź w domu, bo ani nigdzie na chwilę nie zaparkujesz, żeby się w góry wybrać.
W związku z powyższym Beata mnie uświadomiła, że pewnie dlatego jest tylu vanowców czeskich na Słowacji. Szczególnie w Kalamenach, tam ich pewnie z 70%. Nawet się kiedyś jednego zapytałem, dlaczego tak jest. Odpowiedź była niezbyt dla mnie wystarczająca, w stylu: bo tu jest fajnie.

Ostatecznie znaleźliśmy przyzwoity parking, który polecamy. Niby w centrum wiochy, jakaś dzielnia Trojanovic, ale nieruchliwie było. Panorama trochę jak w Cisownicy.

Potem wracaliśmy przez Słowację i obserwacje, jak powyżej. Ładne tereny, ale dla włóczykijów trudne do skorzystania. Co jedynie, to fajne przejście graniczne odkryliśmy. Tam można by spać.
Pod pomnikiem krasnoarmiejca.


Komentarze

Popularne posty