Wszystko ma swoje miejsce. Prawie wszystko




   Kilka lat temu, podczas powrotu z zawodów w bule, znalazłem roga jeleniego w lesie. Las był bardzo prozaiczny. Taki przydrożny właściwie, przed Gilowicami od strony Suchej Beskidzkiej. Za to poroże było nieprozaiczne. Nader godne. Jednostronny, ale sążnisty, gruby, z wieloma „dorzeczami” do głównego nurtu. Nie było to pierwsze poroże, jakie znalazłem. Wpadały mi wcześniej w ręce inne, ale takie dosyć mikre. Porożki. A ten, to zacny. Zacność spowodowała, że zaraz w domu zawiesiłem je w jakimś centralnym punkcie. No i wisiały. Dosyć szybko stały się czymś, co jedni nazwaliby kurzołapką, a inni przydasiem. W związku z tym, po jakimś czasie, wylądowały w lamusie. Na prawie dwa lata. Niedawno Beata gdzieś podpatrzyła takie rogi i stwierdziliśmy, że trzeba jednak na powrót wypozycjonować te rogi, bo są godne. Znów zawisły w centralnym punkcie domu. Na kilka tygodni.
   Wybieraliśmy się na Święta Wielkanocne w teren, powłóczyć się, od piątku do poniedziałku. Maneli było w związku z tym dużo, bo wciąż zwozimy do vana przeróżne sprzęty po zimie. Stałem więc z batohami, czekając na windę. Podjechała, uchyliłem drzwi, a w niej taki fajny sąsiad z małą córeczką. Fajny, ale jechać z nim nie chciałem, bo zawsze mnie widzi, jak wielgachne torby tacham. Albo sprzęt do samochodu, albo zakupy z marketu. Mówię mu więc, żeby jechał, a on usilnie, że się zmieścimy.
No i sobie myślę, niech facet jedzie, znów mnie z mandżurem jak na dwumiesięczne mazurskie wakacje zobaczy, a to tylko Święta Wielkanocne, czterodniowe, spędzane w plenerze. Ale on nie, niech pan wsiada i niech pan wsiada. Zmiękłem i władowałem się do windy z tymi batohami. Kilka pieter tylko to jest, ale zdążył figlarnie zagaić:
- Co pan, psa ma w tej torbie?
- Nie, żona za nim już pofrunęła, tak ciągnął z radości – odparłem siląc się na dowcip.
Nagle okazało się, że i dziecko z nami jedzie, a na przestrzeni kilku pięter można wszystko.
- Popatrz się Aniu, rogi jelenia.
Patrzę i ja, kurde, tacham wystające poroże, Beata zapakowała na święta. Nieodzowne. Zacisnąłem zęby i wycedziłem:
- No i widzi pan? Dlatego właśnie chciałem jechać sam.
W samochodzie zapytałem, po co Beata wzięła to poroże?
- No jeśli w domu nie może zagrzać miejsca, to może w kamperku się gdzieś wpasuje.
Tak, wpasowało się. Najpierw mieliśmy setny ubaw z tego, że poroże ma kształt karabinu. No to postrzelaliśmy. Potem Beata stwierdziła, że to może być taki wieszak, między innymi na kapelusz letni. No i zrobiła, całkiem pasuje. Tylko tak sobie myślę, po co mi kapelusz?



Komentarze

Popularne posty