Podróże Salamandrą - kule nad Wigrami



Zapamiętałem sprzed kilkunastu lat nasz ubaw po wielodniowym spływie kajakowym Krutynią. Stwierdziliśmy po nim, że najbardziej niepotrzebną rzeczą, jaką mieliśmy w tym składanym i wykładanym dwa razy dziennie mandżurze były scrable, Szczególnie, że nie zagraliśmy ani partyjki. Nie było kiedy, bo wiadomo, ile na czymś takim schodzi czasu na kręcenie się koło własnych czterech liter, a ile na kontemplację okoliczności przyrody i natury. Najbardziej zapamiętałem dowcip, że przynajmniej blanki były dobrze w woreczku wymieszane.


W lecie wyjechaliśmy na 3 miesiące, więc - jak zawsze - zabraliśmy "pół chałupy" i na pewno było coś nieużywane. Raz natomiast, jednego dnia, podczas fajnego postoju pod wieżą widokową nad Wigrami, nie pozwoliliśmy być bulom nieużywanymi. 

Pograliśmy kilka godzin. Te ledwie kilka godzi i dopiero po po 1,5 miesiąca  to mega anomalia, bo na wszystkich poprzednich wakacjach i wyjazdach od 10 lat graliśmy graliśmy jeśli nie codziennie, to na pewno wiele razy. To ale, jak to w życiu, wszystko się kiedyś kończy, dochodzi się do jakiejś ściany. Z petanque doszliśmy już dawno, choć atawizm pozostał. Postanowiliśmy więc zagrać pod wieżą. Cyknęliśm, super było. Oczywiście pojawił się jakiś miłych koleś, pokaż mu, wytłumacz, fota na fejsa, takie  tam. 

Najfajniej teraz jednak wspominam, to, dlatego zresztą przy zdjęciach odkurzyłem to wspomnienie sprzed miesięcy, że sprzętowo byliśmy nie do końca przygotowani, ale fajnie sobie z tym poradziliśmy. Właściwie, to Beata poradziła. Jak nigdy, nie wzięliśmy kółka do gry, które wcześniej przez kilka lat cały czas woziliśmy w aucie. No to Beata zrobiła z trytytek. 

Słabo też było z tablicą wyników. Oczywiście były klamerki i torebka na kule, to się zrobiło coś takiego.

Potem sobie przypomnieliśmy, że przecież specjalnie w tym celu mamy nalepki na tyle auta, na tablicę wyników. Nigdy jednak nie dosprzętowaliśmy magnesów w tym specjalnie celu. W środku, pod sufitem znalazłem na szczęście magnes z Odessy od mamy (sprzed wojny) i odwieczny słowacki otwieracz doi butelek z magnesem, co to go zawsze mam pod sufitem w części "sypialnej".





Komentarze

Popularne posty