Grzesiek, co jabłka rozdawał


Zdjęcie: Grzegorz Napieralski FB

Wiedziałem, że jest z SLD. Kojarzy mi się głównie z kampanią prezydencką A.D. 2010. Grzegorz Napieralski kandydował wówczas z tej partii. Rozdawał jabłka ludziom wychodzącym z fabryki. Gdzieś zwracał się do internautów: „Cześć, jestem Grzesiek i też lubię surfować”. Zdziwiło mnie to, bo A.D. 2010 określenie „surfować” było już dosyć czerstwe, a internet tak powszechny, że trudno go było uznać jakąś specyficzną grupą docelową. Gerneralnie Napieralski robił wtedy na mnie wrażenie podobne, jak dziś Małgorzata Kidawa-Błońska. Ona była może dobra, jako wicemarszałek. W roli kandydatki na premiera lub prezydenta jest wyraźnie wystraszona, spięta, nienaturalna i zestresowana. Grzesiek, co lubił surfować, nadspodziewanie dobrze wypadł w tamtych wyborach. Nie przełożyło się to jednak na długofalowe sukcesy w polityce. Stracił liderostwo SLD, potem zniknął, jak dla mnie przynajmniej.
Zniknął i nie pojawił się nawet na słynnym rannym głosowaniu w Sejmie, kiedy to nie dotarło jeszcze wielu innych i opozycja przegrała przez siebie sama zaproponowane głosowanie nt. „ustawy kagańcowej”. Oczywiście „Grzesiek” nie był jedynym posłem, który zaliczył ta skuchę, ale  uwiodło mnie i jednocześnie ubodło jego tłumaczenie. Seria strzałów w stopę z kałacha.
Tak napisał na fejsie:
„Od trzech dni przebywam z rodziną, dziećmi i żoną, poza granicami kraju, na urlopie świątecznym. Odległość (inny kontynent) nie pozwoliłaby mi na szybki powrót. Proszę o zrozumienie, każdy ma prawo do skorzystania z wolnego czasu z rodziną. Mimo, że sytuacja nie jest efektem mojego lekceważenia obowiązków poselskich, tylko chęcią wynagrodzenia rodzinie wielotygodniowych nieobecności, przepraszam wszystkich wyborców za moją absencję. Pragnę wyrazić głębokie uznanie dla protestujących, którzy poświęcili wczoraj swój czas i sprzeciwili się haniebnej ustawie kagańcowej. Dołożę wszelkich starań w przyszłości, by przystosować się w jak największym stopniu do absurdalnych standardów pracy Sejmu, fundowanych nam przez PiS.”
No przecież, rodzina jest najważniejsza, ważniejsza niż plebs, któremu pcha się jabłka w łapę. Wakacje były aż 4 miesiące temu, a święta – podczas których i tak sejm ma wolne – będą dopiero za tydzień od zdarzenia. No i w ogóle obecna kadencja trwa już i aż 2 miesiące, uff, w końcu urlopik. Tamci niech pod sądy popierdalają, może im ktoś da jabłka, Trzeba na urlopik i to gdzie? Inny kontynent. A więc powodzi się, a nam podwyżka za ścieki. Inny kontynent a więc albo w Egipcie na strzeżonej plaży tubylce wachlarzem nad nim wachlują, albo stany czy jeszcze dalej. W obu przypadkach lewicowiec z kogoś takiego jak koziego zadu coś tam. A nie, ach, przecież, on w PO teraz jest. Przytulili na spokojne 4 lata. Są efekty.  
Nie będę już więcej smucił o słynnym głosowaniu, więc może jeszcze dwa zdania puenty i klamry. Parafraza albo wręcz parafraza parafrazy. Bardzo mi się zawsze podobało zdanie: „każdy ma prawo  do szczęścia, ale nie każdy ma szczęście do prawa”. Do głosowania nie da się odnieść, więc zamieniłem na: „w życiu są momenty szczęścia, ale nie każdy moment jest szczęśliwy”.

Komentarze

Popularne posty