Rumunia IX - monastyry


   Opuściliśmy miłe Vadu, udając się, w pierwszej kolejności zobaczyć prawosławne monastyry. Świadomie i celowo jechaliśmy bocznymi drogami, żeby zobaczyć trochę rumuńskiego etnoświata. Liznęliśmy kawałek delty Dunaju. Pola, słoneczniki. Bezkres pól i słoneczników i słońca, przecinany polnymi i pylnymi drogami, w nawigacji mającymi status prawie ekspresówki. 





Czasem napotkało się ślady życia, stada baranów na przykład. Ogólnie, mimo słoneczników odludzie, więc zdziwiła np. niemłoda pani ze wsi, przejeżdżająca nagle koło nas ciągniętym przez konia wozem prawie drabiniastym. Czasem były to ślady kończącego się życia. Walący się dom albo – ni stąd ni z owąd - nagle na pustej w zasadzie przestrzeni cmentarz.





Obok dziurawej jak ser szwajcarski drogi pasące się stado baranów. 




I śmieci. W całej Rumunii pojawiające się znienacka placki o powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych, pełne porozrzucanych odpadków plastikowych.


Przy czymś takim właśnie skręciliśmy na jeszcze bardziej boczną drogę, wiodącą do pierwszego monastyru, jaki mieliśmy w nawigacyjnym planie marszruty. Pośród upału, wypalonej trawy i skałek docieraliśmy do miejsca o którym myślałem, sądząc na podstawie ilości opisów i drogowskazów, że będzie tam pełno ludzi. Wśród skał tymczasem i pustkowia, na parkingu przy małej cerkwi która, jak rozumiałem była zakonem kobiecym, znajdowało się jedno auto i pies. Na mapie było to TUTAJ.




Okolica: krzaki i niskie drzewa w upał, kamienie i skały, kojarzyły mi się z biblijnym gajem oliwnym. Przy pełnej świadomości, że daleko temu było do gaju i raju.
Akurat chyba było jakieś ich nabożeństwo. Śpiew damski słychać było na zewnątrz. Zacząłem nagrywać. Fajnie wyszło, polecam posłuchać poniżej.

Podeszliśmy do jakiejś pani, wyglądającej jak mniszka. Skądś wzięliśmy, że to zakon z włoskim powodzeniem. Nasze wyznanie, że jesteśmy z Polski nie przyniosło chluby ani otwartości.




Do drugiego monastyru zmierzaliśmy po pustych polnych drogach. Panował upał, skutkiem czego zapaliła się trawa na nieodległym wzgórzu. Mijał nas wóz strażacki.



Chyba szybko był przy pożarze. Mam silne wrażenie, że niezależnie od tego, jak w Rumunii wygląda prowincja i szarzy jej obywatele, to służby ratownicze działają dobrze.
Monastyr był położony na wzgórzu, też ładny, dostojny. Na mapie TUTAJ. Łączył w sobie tradycję z nowoczesnością. Stary budynek, solary. No i oczywiście to, co z reguły w miejscach kultu, czyli w pierwszej kolejności trafia się na stoisko handlowe.














Komentarze

Popularne posty