Jagna, co się dobrze bawi

Zdjęcie: Jagna Marczułajtis FB

Wiedziałem, że jest snowboardzistką z jakiejś znanej zakopiańskiej rodziny. Gwizdnęliśmy z uznaniem, kiedy Jagna Marczułajtis zajęła 4 miejsce na olimpiadzie w Salt Lake City. Adam Małysz dopiero wtedy zaczął zdobywać medale. Gdyby więc nie brać pod uwagę niewielu medalistów, był to jeden z najlepszych wyników Polaków na zimowych igrzyskach w historii. Chętnie więc i z nadzieją siadłem do oglądania jej występów za 4 lata, w Turynie. Tam jednak wtopa, Marfczułajtis skończyła na zapleczu sracza, na jednym z ostatnich miejsc. Wkurwił mnie nie tyle wynik, co dwa konkrety. Po pierwsze, poszło jej słabo tak po polsku. Czyli nie, że nie była w formie, tylko źle dobrała smar, nie popatrzyła na wiązania, czy inne duperela, której polscy sportowcy lubią nie dopilnować. Drugie i gorsze, jak Jagna występ na olimpiadzie skomentowała: 

- Wynik nie był dobry, ale najważniejsze, że się dobrze bawiłam.

No i fajnie. Tylko że wówczas snowboard na olimpiadzie finansowany był przez państwo, a ja – jako podatnik i de facto fundator jej wyjazdu – wcale w związku z tym się dobrze nie bawiłem.

Przez następne lata co rusz się dziwiłem, że piszą co rusz o większych aferach związanych z Jagną Marczułajtis i jej mężem – głównie łapownictwo przy okazji zabiegów o olimpiadę w Krakowie – a ona coraz wyżej w polityce. Nawet ostatnio, jakieś domki męża, a jednak znów w sejmie. Owszem, może zarzuty się nie potwierdzały, ale pisane były przez GW, czyli medium co najmniej przychylne PO. I jest w sejmie znów. To znaczy nie zawsze jest, ponieważ nie było jej na słynnym czwartkowym głosowaniu, po którym procedowanie ustawy kagańcowej mogło być odsunięte w czasie:

„Z powodów rodzinnych musiałam pilnie wrócić na noc do domu. Wczoraj wieczorem zgłaszałam że nie mogę być rano w Sejmie. Uważam, że ustawa kagańcowa nie powinna być nigdy uchwalona.” - napisała Marczułajtis na swoim FB.

Mam  nadzieję, że przynajmniej rodzinnie się dobrze bawiła, lepiej niż spacerowicze w całym kraju. Niech żyje bal.