Gajos i wszędobylstwo anegdot

 

Janusz Gajos. Zdjęcie: YT/kanał Matt Matteush "Rozmowy przy wycinaniu lasu". 

Strona FB Sekcja Gimnastyczna zaprezentowała mema z tekstem: "Przychodzi Jan Himilsbach do SPATiF-u i mówi: Inteligencja wypierdalać. Zostali: Mazurek, Terlecki i Gliński". To w odpowiedzi na jazdę działaczy i zwolenników Janusza Gajosa po tym, jak ten ostatni ocenił rządy obecnej władzy. Dobre, nie znałem tego. Poguglałem i wyszło, że to parafraza znanej anegdoty o Himilsbachu. Najczęściej pojawiał się końcówka. Nie że zostali politycy, tylko że wstał Gustaw Holoubek i powiedział: "To ja wypierdalam". Świetne. Podrapałem się jednak za uchem orientując się, że to chyba jedna z takich wędrownych anegdot, które miały wielu bohaterów i miejsc powstania. Słyszałem do bowiem kiedyś, jakby z innej sytuacji. Pewien dosyć znany krakowski poeta wspominał turniej poetycki. Jako ostatni prezentował się słownie nietrzeźwy gość. Skoro pijany, to mu podziękowali. Facet wymamrotał: "spierdalajcie" i poszedł. No i podobno Agnieszka Osiecka odpowiedziała na to:

- Nie wiem jak wy, ale ja wypierdalam.

Lotny dowcip, ale jakoś zabawniej sobie wyobrazić Holoubka mówiącego "wypierdalam", niż Osiecką.      Kiedyś słyszałem też anegdotę, w której główną kwestię wypowiadał raz Andrzej Szczepkowski, a drugi raz niby Holoubek właśnie. Były zawody sportowe, startowała zawodniczka o nazwisku Bieda, typ lachona i jeden do drugiego zawołał:

- Taką Biedę to ja bym mógł całe życie klepać.

Trochę sam tę anegdotę kiedyś przerobiłem. Tuż przed metą maratonu we Frankfurcie, dobrych 15 lat temu, wyprzedziła mnie jakaś dziewczyna, typ wyjątkowego lachona. Na tamten czas stwierdziłem, że takie "plecy" mógłbym całe życie oglądać. Niestety nie słyszałem nic o tym, żeby zawędrowała i ktoś ja przypisał sobie lub komuś innemu.                                                                                          Mistrzostwem wędrowania była jednak pewna anegdota studencka. Jak brzmiała? Student wszedł na egzamin. Było to w czasach, kiedy wykłady nie były obowiązkowej, ale jednak profesor na tym egzaminie wyciągnął zdjęcie z wykładu i kazał studentowi się na nim odnaleźć. Jego tam nie było, ale bystrzak odparł, że go nie widać, bo siedzi za filarem. Obleciało. Za chwilę wszedł następny studenciak. Profesor położył przed nim to samo zdjęcie i powiedział:

- Niech się pan znajdzie na zdjęciu z wykładu, ale niech pan pamięta, że miejsce pod filarem jest już zajęte.

Przez długie lata jeździłem autobusem do Krakowa w poniedziałki rano, wraz ze studentami. Teraz mam wrażenie, że przy każdym kursie, po każdym przebudzeniu się na Matecznym słyszałem, jak ktoś opowiada tę anegdotę ze swojego egzaminu.             Niezbyt wędrowną, ale dobrą, okazała się anegdota, którą opowiadał kiedyś kolega. Jako studenciaki, zeszli dawno temu z gór do baru w jakiejś dajmy na to Złatnej, czy nawet Wołosatych. Siedli do kufli i rozmawiali. Ciepło było, wiec za chwilę przyszły humory, odeszła koncentracja. Przyszedł też jakiś lokalny drwal, który wychynął nagle z lasu w wysokich gumiokach, kilkudniowym zaroście i przyklejonym Popularnym do warg. Chłopaki trochę pośmieszkowali, jaki to hardkorowy autochton. Potem coś im tematyka zeszła w obszary bardziej wysublimowane. Doszli w końcu do komentarza jakieś sztuki, w której grał ten, no... Jak to mówił jeden do drugiego:

- Jakże się nazywał ten aktor co grał cenzora w "Ucieczce z Kina Wolność".

Nie mogli sobie przypomnieć. W międzyczasie drwal wypił swojego browara i odnosząc kufel, nie odklejając Popularnego od wargi, wycedził zachrypłym głosem:

- Gajos.

Komentarze

Popularne posty