Tragedia nad jeziorem

We wtorek byliśmy świadkami tragicznego zdarzenia. Niedaleko ktoś się utopił. Rzecz jasna było to tragiczne, ale w oderwaniu od reszty jakoś dopuszczalne. Ma się już trochę lat i wie, że wypadki się zdarzają. Okoliczności wyglądały jednak dosyć irracjonalnie, mnożone jeszcze przez to, iż sama śmierć jest w znacznym stopniu irracjonalna.

Przez wędkarzy

W zasadzie mieliśmy jechać do innej części jeziora. Na tzw. "żwirownię", bliżej Pietrzykowic. Tam jest przestronniej, mniej ludzi, jest gdzie się schować. Byliśmy tam ostatnio w czerwcu. Wczoraj była sprawa do załatwienia w mieście i postanowiliśmy wyskoczyć na obiad pod chmurką. Niestety tuż przed torami i wjazdem na drogę kamienistą shaltował nas znak zakazu wjazdu. Wstęp tylko dla członków Polskiego Związku Wędkarskiego. Niby niedaleko, niby można dojść per pedes. Po pierwsze jednak mieliśmy sporo mandżuru do korzystania, a po wtóre wkurzyła nas nierówność na świecie. Mogą święte krowy wędkarze, którzy i tak tam najwięcej syfią, a szarszy człowiek nie. Taki na tamten moment był nasz główny problem wobec świata. Wkurzeni odjechaliśmy więc na plażę miejską w Żywcu.

"Campo di Fiori"

W zasadzie już przed plażą na parkingu było dużo aut, widać było, że tłok. Dotarliśmy jednak i ulokowali  w cieniu pod drzewami. Mały ubaw był, bo wcześniej spotkaliśmy dwie osoby, które były z zupełnych okolic, z powiatu żywieckiego, a rzekomo pierwszy raz nad jeziorem. Zdążyliśmy przyrządzić porcje obiadowe, właściwie prawie je zjeść. Ja przynajmniej zjadłem. Nagle zaczęły się przed nami rozgrywać jakieś dziwne sceny. W jeziornej zatoce pojawił się kajak. Po chwili ktoś biegał na drugim brzegu, a z okolic kajaka na przeciwległy i oddalony o kilkadziesiąt metrów brzeg dwie osoby wyciągnęły bezwładnego mężczyznę. Wiele w tym było dysonansu, jak dla mnie. Myślałem, że jak ktoś się topi, są pluski, krzyki, nawoływania. Tymczasem zupełna cisza. Zaczęło się sztuczne oddychanie. Sytuacja była trochę, przy pełnym zauważeniu innych proporcji, jak w pewnym wierszu Miłosza o płonącym Getcie. Po naszej stronie plażowicze dojadali lody, scrollowali smartfony, rozmawiali, wszystko to w ilości pewnie kilkuset osób, a na drugim i całkiem bliskim brzegu jedna osoba wylewała poty przy sztucznym oddychaniu. Jakby w innym wymiarze albo za dźwiękochłonną przezroczystą folią. Po chwili liczniejsza strona połapała się co się rozgrywa i zaczęły się obserwacje. Nie długo. Krótko trwała resuscytacja, chłopak z kajaka szybko odstąpił. Może sprawa była beznadziejna. Odeszli. Karetka jechała, ale chyba pomylili drogę, bo najpierw było ich dobrze słychać po drugiej stronie zatoki. W końcu dotarła i tam, a po naszej stronie dookólne zastanawiania co się stało i co z tego wyjdzie. Wyszło to, że ratownicy z pogotowia, po kilku chwilach resuscytacji, przynieśli z ambulansu czarny worek foliowy, którym przykryli zwłoki. W "Campo di Fiori" przez chwilę toczyły się dywagacje, co się stało, jak to się potoczyło. Że podobno wyłowiono a nie topił się, podobno ciągnęli kajakiem skądś. To by wyjaśniało, dlaczego nie było plusku, krzyków. Przyjechała policja, chyba też prokurator. 

"...znów jest słońce na niebie..."

"Campo di Fiori" zaczęło się zaludniać nowymi plażowiczami. Po drugiej stronie leżały przykryte albo zasłonięte policyjnym parawanem zwłoki. Leżały jeszcze długo. Po naszej stronie nastąpiła kontynuacja scrollowania, rozmów, gry w siatkówkę. W zatoce pojawiła się nawet jakaś grupka w łodziach motorowych, z dziećmi. Policjanci przechodzili w te i wewte po brzegu, szukając pewnie świadków. Pecha mieli kajakarze, bo niefortunnie znaleźli ciało, nieudanie reanimowali, teraz jeszcze musieli czekać długo, żeby złożyć zeznania. Oni, bo po kilkudziesięciu minutach cały mikrokosmos wrócił na poprzednie tory. 

Nie mam uwag o ten powrót czy na przykład brak ratownika. Ale o to że jest kasa na rozliczne benefity, ale wszelkie OSP, WOPR, GOPR już mam.

Komentarze

Popularne posty