Podróże Salamandrą - Michałowo


Byliśmy latem w Michałowie. Tak na pół dnia. Jako przystanek. W celu ugotowania obiadu, a nawet małej przepierki. Zatrzymaliśmy się przy plaży miejskiej, ale w praktyce był to duży dosyć i złożony kompleks. Plaża, amfiteatr, duży parking i dwie jurty. Jedna była jakby zadaszonym grillem, druga to w kształcie jurty właśnie szalety i coś jeszcze. 







Dla nas praktyczna infrastruktura. Widać, że miejscowość otwarta na gości. Miejscowość? Nawet nie wiedziałem wcześniej, że to miasto.



Mieliśmy lekki ubaw, bo z wiszącego plakatu wynikało, że to właśnie w Michałowie jest ta klasa licealna disco polo. Ubaw kolejny był taki, że podczas naszego kilkugodzinnego postoju tam prawie non stop jacyś ewidentni lokalsi przyjeżdżali pod plażę wyrzucać śmieci do ogólnego kontenera. 


Dosyć mocno natomiast utyskiwaliśmy na to, że szalety były, delikatnie pisząc, w nie najlepszym stanie higienicznym, a do tego dostęp do wody bieżącej został o dosyć wczesnej godzinie zamknięty. Stwierdziliśmy wtedy, że chyba to zasługuje na negatywną opinię internetową.

Wyjeżdżając z miasteczka mijaliśmy trochę walących się chat, piękną cerkiew, ale też wypasiony budynek liceum, a przede wszystkim nie mniej wypasiony budynek Straży Granicznej.



W piątek 2 października, czyli półtora miesiąca od tamtego pobytu usłyszałem, że na sesji Rady Gminy Michałowo radni dopytywali się faceta ze Straży Granicznej, co stało się z migrantami, którzy obok byli przetrzymywani, a burmistrz czy wiceburmistrz ustanowił jakieś pomieszczenie, jako przeznaczone dla bezdomnych obojętnej nacji. Pożałowałem tamtych negatywnych opinii o Michałowie. Na szczęście do internetu nie poszły.

Komentarze

Popularne posty