Podróże Salamandrą - zarzewie na Podlasiu

 





Podczas pobytu na Podlasiu, jadąc tam z Suwalszczyzny, siłą mapy zaczęliśmy przejazd przez tą pierwszą krainę od Tatarów w Bohonikach. Temat ciekawy. Wpadliśmy do meczetu na wieczór. Pani przewodniczka nam strzeliła wykład, potem spaliśmy na ich podwórzu. 





Rano jakoś tak, że nam się podobało, poszliśmy znów posłuchać. Ta sama pani tatarka nawijała, obok nas słuchało ze trzech panów. Było też otwarte okno. Tatarka opowiadała właśnie coś o polskiej tolerancji, która pozwoliła te ileś set lat temu osiedlić się tutaj Tatarom. Po chwili zdziwiona podniosła głowę do okna mówiąc, że pierwszy raz widzi naraz cztery wojskowe helikoptery. Jeden z panów zaraz wyjaśnił, że w telewizji mówili, iż to jakichś trzech Azjatów przebiło się przez granicę i teraz ich szukają. Wyjaśnił więc, co robią wielkie helikoptery pani, która przed chwilą nawijała o tolerancji i ugodowości Polaków. My z kolei przypomnieliśmy sobie sytuację z dnia poprzedniego. Mijał nas wielki wóz wojskowy z jakimś karabinem na dachu. Byliśmy przekonani, że to ćwiczenia. Tymczasem okazało się, że niekoniecznie. Jak się potem okazało, nie był to koniec, bo jeszcze podobno 1000 żołnierzy szybko dojechało. 



Dwa wozy widzieliśmy trochę później pod Biedrą w Hajnówce.


 Dzień później natomiast w pobliskich i też tatarskich Kruszynianach, oddalonych od granicy tyle samo, co Bohoniki, dało się wyczuć wśród gospodarzy lekki niepokój, były spuszczane psy i snopy latarek z okien.


Nam pozostało jeszcze kilka tygodni na Podlasiu i przez wszystkie te tygodnie tam temat uchodźców i zagrożenia z ich strony nam towarzyszył. Precyzyjniej, to obawa, że jakieś służby mundurowe będą się bały zagrożenia dla nas z ich strony i każą nam skądś brać mandżur. Istotnie to wpływało na dalszą trasę karawany.


Komentarze

Popularne posty