Podróże Salamandrą - Skit Świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich w Odrynkach




Urokliwy, nadrzeczny, odludny, podwiejski krajobraz, meandry rzeki, zieleń i kwiaty, toń wody. Pięknie. Po prostu pięknie. Nie jestem jakimś bezkrytycznym i jednoznacznym piewcą i pochwalcą Podlasia, ale akurat Skit Świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich zasługuje na wszelkie pochwały i zdecydowanie jest wart odwiedzenia. 


Skit, czyli pustelnia, w tym przypadku prawosławna. Obecnie mieszka tam trzech pustelników, którzy trochę pustelnikują, trochę uprawiają zioła i ważywka, trochę robią za przewodników po doglądanych przez siebie włościach. Te włości to kilkaset metrów kwadratowych za płotem, na terenie których znajduje się kilka małych obiektów sakralnych, mnisze samotnie i pomieszczenia gospodarcze. Całość otoczona naturalnym płotem zieleni i, co najciekawsze, odnogami Narwi, które okalają. Dojeżdża się tam ze wsi Odrynki, na południowy wschód od Białegostoku. Owszem, jadąc trzeba się przebić przez solidny fetor jakiejś odrynkowej fermy drobiu, ale potem jest już tylko dobrze.


My dojechaliśmy tam w swoim stylu, na wieczór, po Michałowie zresztą. Ma to plusy, gdyż zabawiliśmy tam do popołudnia następnego dnia, mogąc sporo zaobserwować. Na chwilę weszliśmy zwiedzać wieczorem, ale wiadomo było, że głownie nazajutrz, gdyż już zamykali, przed godz. 20.00. Ustaliliśmy z pustelnikiem, że możemy na parkingu zostać na noc, że nasze psy nie będę się konfliktować i jeszcze znalazło się kilka innych wspólnych mianowników o wszystkim i o niczym. 

Pięknie było w nocy, gdyż na maxa świecił księżyc, a jednocześnie z rzeki szły silne opary, po mazursku - pranie, które przebijały się przez światło księżyca i też wchłaniało go. Niestety, albo na szczęście, nie pokontemplowałem tego za bardzo, bo przyjechali jacyś ludzie na parking, też na z którymi się fajnie, wesoło i miło zagadaliśmy. Niezłe zestawienie, bo dziewczyna z Kaszub, która pracuje w Pradze i mówiący po polsku Wietnamczyk, też pracujący w Czechach.




Nazajutrz, zanim zwiedziliśmy, zdążyliśmy zobaczyć jak robią to inni, jak zwiedzają, jak się zachowują. Mało delikatnie dodam też, że wstęp jest darmowy.





 
Zdążyliśmy nawet zrobić turystyczne, vanowe pranie. Sanitarno, higieniczno, estetyczne. Mie mylić z tym mazurskim praniem.



Zwiedziliśmy też trochę okolicy.










Potem sam skit. Co wyłowiłem szczególnie? Na przykład orły w cerkwi. W cerkwi supraślskiej ksiądz (podkreślał że nie jest popem) odżegnywał ich wyznanie od Rosji, a tutaj symbole - według mnie bardzo rosyjskiej.


 Albo to  wyłowiłem, na co ziółka cerkiewne najszybciej się sprzedają.

Albo drzewo wyrastające z domu.

Byliśmy też pod dużym wrażeniem lokalnego pustelnika, który z wielkim namaszczeniem, dostojeństwem i powolnością lał wodę. Takie slow life, ważne dla kogoś, kto jest 2,5 miesiąca na wakacjach. Trenowaliśmy. 

 

Architektonicznie obiekty skitu są troszkę kiczowane chyba, ale nie to w sakralności najważniejsze. Byłem pod dużym wrażeniem całości, był to też dla mnie bardzo unikalny widok.














Komentarze

Popularne posty