Podróże Salamandrą - Dlha Luka i pramen



W długiej podróży, w dużym stopniu z zaplanowaną wcześniej czy później marszrutą, bywa i tak, że jakieś miejsce postojowe wynajduje się spontanicznie. Bywa też, że takie miejsce niby nie robi wrażenia specjalnego szału a jednak okazuje się nie tylko szałowe, ale też z dobrą chemią, wrażeniem, koegzystencją i wspomnieniami. Oba takie czynniki zaistniały gdy spędziliśmy dzień i noc w pewnym miejscu na Słowacji, w ostatniej fazie dwuipółmiesięcznego tripu letniego



Przejechaliśmy granicę polsko - słowacką w Barwinku i zjechaliśmy do Svidnika. Mieliśmy trochę śmieszkowania,  gdyż tam jest jakby pomnik pacyfistyczny i czołgi na cokole. Żarty powstały, że to  oręż dla polskiego rządu do walki z uchodźcami na granicy z Białorusią. Niestety życie zweryfikowało in minus, czołgi mogą być potrzebne z innego powodu, albo - przy jeszcze czarniejszej myśli, nie potrzebne. 








Jechaliśmy dalej główną drogą, ale był już wieczór, więc i lekkie oglądanie się, gdzie tu kimnąć. Kilkadziesiąt kilometrów dalej, natrafił się Hrad Makov, jednak pod nim samym, od wschodu, parkowiska albo nie było, albo było kiepskie, w tej chwili nie pamiętam. Pojechaliśmy dalej, docierając do miejscowości Dlha Luka, gdzie uznaliśmy, że tak czy inaczej trzeba stanąć. Wjechałem więc w jakąś idącą w bok od centrum dróżkę, do której był dostawiony szlak turystyczny. Dojechałem do końca i zatrzymaliśmy się w jakimś płaski, bezdomowym, podleśnym terenie. Mniej więcej TUTAJ. Bardzo ładnym, kipiącym zielenią, otoczonym górkami trochę przypominającymi Beskid Śląski po czeskiej stronie, w okolicy Koprivnic.



Szlak okazał się trasą właśnie na Hrad Makov, który pooglądałem dookoła, bo w związku z remontem niestety wejść w mury się nie dało.

W ciągu dnia zapoznaliśmy się z kilkoma osobami, wszystko było tak "po słowacku". Turyści, jak podjeżdżali, nie było ich dużo, mimo wielkiego placu oczywiście stawali tuż koło nas. Coś tam pogadaliśmy, szło się dalej. Jakiś pan zaiwaniał kosiarką przez całą wieś na przykład, co kojarzyło się z pewnym filmem.







Dla nas bardzo ciekawy był pewien inny element krajobrazu "Dluhej Luki". Bliżej centrum miejscowośći mianowicie stała budka z "pramenem". Taki jakby kiosk z misą i kranem mineralnego źródła. Niesmaczne jak fiks, ale ogólnodostępne, darmowe, w architekturze jakby z lat 50/60. Smak smakiem, ale pranie przy okazji zrobiliśmy, a nasz dosyc długi pobyt przy pramenie zaraz odnotowała ćwiartka wsi i mieliśmy wycieczki gapiów. Ogólnie bardzo przyjemny dzień, fajnie tam było.




Komentarze

Popularne posty