Podróże Salamandrą - Ulinia

 Dla odmiany i złapania ciutki słońca, po pogodowo ponurym Podlasiu i klimatycznie czarno nasączonym kłopotami z uchodźcami, mała relacja znad słonecznego polskiego morza.


W połowie lipca trafiliśmy na kilka dni na plażę w Ulinii. Miejsce trochę nieznane, a - jak się okazuje - wielu jednak znane, na pewno za to wyjątkowe. Ulinia to wioseczka i plaża, położone kilkadziesiąt kilometrów od Łeby, bliżej m. in. Sarbska i Sasina. Ma plusominus tkwiący w tym, że parking położony jest półtora kilometra od plaży. Trzeba więc podejść per pedes. Jest to jednak plus, bo poniekąd pewnie dzięki temu na tej plaży bywa bardzo mało ludzi. W porze popołudniowej i podwieczornej można powiedzieć, że była pusta. Cała plaża nasza. Do tego urokliwa.




Atutem tego miejsca jest też wystający z wody na kilkadziesiąt metrów i kilkadziesiąt metrów od brzegu maszt statku, który zatoną w latach 70-tych. Według wiki: "duńskiego statku West Star. Ugrzązł on tam w latach 70. Obecnie widoczny jest tylko jeden maszt. Jeszcze w 2013 roku widać było dwa maszty, lecz jeden z nich został zabrany przez orkan Ksawery." Maszt wywołuje wrażenie trochę majestatyczne, a trochę groźne. 


Walor Ulinii to też piękne wydmy i ścieżki szlaki turystyczne wzdłuż plaży, po których się świetnie biegało.



No i oczywiście zachody słońca.







Dla nas plaża w Ulinii okazała się pierwszym w życiu kontaktem, odległym i wzrokowym, ale jednak kontaktem, z trąbą powietrzną. "Grała" w dużej odległości, jak się potem okazało z Onetu, gdzieś nad Helem. Nas za to przyłapał tam solidny deszcz, a wcześniej piękny spektakl chmur nad głową.





Na samym parkingu zaś spotkaliśmy fajną ekipę z Tarnowa i tamtejszego Klubu Miłośników Garbusa Tarnowskie Garby. Beata w końcu wzięła się za ewidencję zasobów włóczkowych, bo się kłębki po aucie walały. 





Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty