Żywiec - turniej petanque II



   Garstka słów jeszcze, głównie dla uzasadnienia wstawienia zdjęć, jakie zerżnąłem z sieci.
Były to pierwsze zawody o "demokratycznym" systemie. Zawsze grało się 5 rund gwarantowanych i coś ewentualnie w play-offach, jeżeli się awansowało. Jeżeli nie, pozostawała rola kibica i oglądanie tych samych zawodników z reguły, co zawsze. Pośród tych 5 rund można było trafić najpierw na wczesnoporanną niemoc, następnie na wyjątkowo niewygodnego rywala, potem na "wolny los" i w efekcie pozostawały dwa mecze na ocenę własnych możliwości i postępów. Teraz graliśmy wszyscy 7 lub 9 rund - w zależności od dnia, potem suma punktów. Była to ilość taka, że człowiek się nagrał, mógł coś skorygować, los pozwalał różnie trafić, duża zmienność sytuacji, każdy był. Było to też chyba sprawiedliwe - w sensie nie losowe - bo sprawiedliwość jest pojęciem nie dającym się do końca do sportu zastosować, skoro wygrał ten, kto wygrywa zawsze.  
    Szczególnie w ostatnim meczu dubletów wychodziło nam z Beatą prawie wszystko, nawet to, co teoretycznie nie miało fizycznej szansy wyjść. Między innymi sytuacja, po której złapałem się za głowę i zawołałem, że gdybym miał stworzyć symulację komputerową, pewnie bym tego nie wymyślił. Mianowicie w jednej linii - jakby pionowej stały nasze kule, ich i "świnka". Wszystko było tak pozasłaniane, że nie bardzo wiedziałem co zrobić, o przekonaniu do tego już nawet nie mówiąc. Rzut mi nie wyszedł, względem tego co planowałem. Trafiłem w kulę, która była z boku. Ale jakoś tak dziwnie, że właśnie ruszyła na bok i dokulała się do celu, dając punkt.






Komentarze

Popularne posty